ZDECYDOWANIE
„Rozdział V: Image
Weszli do pokoju. A raczej ogromnej komnaty, bo pomieszczenie w którym się znaleźli było większe niż pokoje wspólne Hogwartu. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się Draco w oczy był wielki złocisto-czerwony ptak.- To jest…
- Tak, to feniks. Później ci wyjaśnię. Dobrze?
- Dobrze. – Znowu później, pomyślał chłopak.
Przeszła przez ogromne, ozdabiane złotem drzwi. Nie zamknęła ich, więc można było zobaczyć co to za pokój. Okazało się, że to ogromna garderoba. Dziewczyna chwyciła jakieś ubrania i poszła za parawan. Mimo sporej odległości Malfoy miał naprawdę doskonały widok, jednak tylko na zasłaniający ją przedmiot. Kiedy ściągnęła bluzkę i przewiesiła ją przez parawan chłopakowi od razu zrobiło się gorąco, na myśl o tym jak wygląd bez niej.
Wychodząc miała na sobie czarne rurki, dwunastocentymetrowe obcasy nabijane ćwiekami, długą, białą bokserkę, na głowie czarny kapelusz (który nie miał nic wspólnego z czarodziejami) i kilka dodatków. Wyglądała… z tymi ciemnymi jak noc oczami… co najmniej groźnie! Draco cieszył się, że nie jest jej wrogiem. Podchodząc do niego uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy zabłysły. Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. A zrobiła to tak spontanicznie, że nawet nie zdążył ucieszyć się z tego dotyku. Więcej, nim się obejrzał byli już w gabinecie dyrektora, przed profesor McGonagall.
- Ciociu, zabierz nas do centrum.
- Do centrum Londynu? Z Nim? - zapytała, wskazując na blondyna z powątpiewającą miną.
- Minerwo! – zagrzmiał Dumbledore z portretu.
- No dobrze, już dobrze! – powiedziała sfrustrowana. – Tylko uważaj na niego! – przykazała Alice, kiwając palcem.
- No pewnie! – odpowiedziała jej dziewczyna i chwyciła ciocię za rękę, a uścisk dłoni chłopaka tylko wzmocniła.
Zniknęli.
Kiedy wyszli z Dziurawego Kotła, Alice podeszła z towarzyszem do białego, dużego samochodu, można by go nazwać krótką limuzyną i weszła do środka. Kiedy chłopak usiadł obok niej zauważył, że kierowca pojazdu zwraca się do niej „panienko Alice”.
Zna jej imię? - pomyślał.
Podała nazwę jakiegoś miejsca, którego Draco niedosłyszał i pojechali.
Weszli do wielkiego, piętrowego budynku, był oszklony i nowoczesny, a w środku było pełno mniejszych sklepików, które nie miały nic wspólnego z czarami. Nawet z jedzeniem nie! Gdy weszli do jakiegoś z nich, z Alice od razu zaczęły witać się pracujące tam panie i niemal kłaniać się jej w pas. Tylko jedna, najstarsza z nich podeszła do niej i zaczęła z nią rozmawiać.
- Witaj skarbie, czego potrzebujesz?
- Mojemu towarzyszowi – wskazała ręką – trzeba mu zmienić wizerunek.
Jedyne co chłopak zdążył pomyśleć, to dlaczego nazwała go towarzyszem, bo zanim zdążył choćby kiwnąć palcem był już w przymierzalni, a kobiety skakały wokół niego z miarką krawiecką. Ale ponieważ on sam nie miał nic do roboty przyglądał się przez ciągle otwarte drzwi kabiny reszcie sklepu. Założył, że wszystkie te rzeczy są męskie, bo nie utrafił swoim wzrokiem żadnej sukienki. W sklepie nie było jednak żadnych garniturów. Chwila, czy ona chce ubrać go jak Potter’a? A w życiu, pomyślał i już miał wyjść kiedy jak z podziemi wyrosła Alice ze srogą, bardzo srogą miną mówiącą: „Nawet nie próbuj!”.
- Nie będziesz tak ubrany. Przyglądałeś się temu pomieszczeniu i gdybyś patrzył uważnie wiedziałbyś, że nie ma tu takich rzeczy w jakich on chodzi.
Zrezygnowany chłopak westchnął i zamykając oczy dał się przebierać.
Kiedy wreszcie udało mu się wyjść z garderoby zobaczył, że został sam. Były tylko kobiety pracujące w sklepie.
- Gdzie Alice?
- Poszła do innego sklepu. Prosiła żeby pan na nią zaczekał. Poza tym, zaraz wróci, o już jest!
- Nie zapłacisz? - zapytał chłopak, kiedy już wychodzili. Poczuł wtedy na sobie zdziwione spojrzenia kobiet w sklepie. W pewnym sensie, wiedział, że to idiotyczne, że ktokolwiek za niego, zwłaszcza kobieta, płaci, jakby on sam nie miał pieniędzy, ale tak naprawdę nie o to chodziło.
- Nie. Później wyjaśnię ci dlaczego. Teraz fryzjer.
- Cooo??? – Niemal się potknął kiedy to usłyszał. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Z miną pod tytułem: „Chyba zwariowałaś!” Dopiero wtedy zauważył, że trzyma w ręku jakąś dużą, papierową torbę. Dziewczyna widząc jego spojrzenie, wyciągnęła ją przed siebie, podając mu ją.
- Proszę. To dla ciebie. – Chłopak nawet nie spojrzał co to. Od razu zresztą został pociągnięty do kolejnego pomieszczenia.
Gdy tylko weszli od razu zleciał się tłum fryzjerów. Alice posadziła Draco w najbliższym fotelu (bardzo zresztą wygodnym fotelu, jak stwierdził) i powiedziała do jakiegoś faceta, z kolczykiem w brwi, o imieniu Tom: - Kolor niech zostanie, resztę zmień.
- Za bardzo ulizany? – zapytał. Alice pokiwała tylko głową na „tak” i usiadła sobie na jednym z wolnych miejsc. oczywiście od razu zlecieli się do niej wszyscy nie zajęci pracownicy, pytając czy czegoś jej nie trzeba, ona jednak wzięła tylko gazetę i zaczęła ją czytać.
Spędzili tam ponad godzinę, choć Malfoy'owi wydawało się, że była to cała wieczność. Przyglądał się jednak uważnie, bo w jego świecie na zrobienie fryzury wystarczyło przecież jedno machnięcie różdżką. Patrzył jak Tom bardzo szybko obcina mu włosy. Nie potrafił zrozumieć tylko jak potrafił zrobić to tak, że na długość wcale nie były krótsze. Miał za to grzywkę. Kiedy skończył je suszyć, zaczął wcierać w nie pełno różnych mazideł. Gdy skończył, wziął lusterko i pokazał mu jego włosy od tylu. Były nieco wygolone, ale w całości bardzo postrzępione i rozwiane, a delikatna grzywka niesfornie opadała mu na oczy.
Kiedy wstał z fotela, wszystkie obecne tam dziewczyny aż jęknęły z zachwytu. No, prawie wszystkie. Tylko ta jedna uśmiechała się tajemniczo, za czytanej gazety. Osiągnęła zamierzony efekt. Gdy zobaczyła go po raz pierwszy wiedziała jak powinien wyglądać, by wydobyć z niego cały jego charakter, całe jego piękno. Postawiła na zimne barwy - lód – jak jego oczy. Wąskie granatowe dżinsy, białe trampki, biała koszulka, a na to rozpięta błękitna koszula, z lekko podwiniętymi rękawami. Do tego skórzana bransoletka na nadgarstku. Jedynym elementem jego starego stroju był jego sygnet. Do tego te rozwiane, delikatne blond włosy. A Toma uwielbiała właśnie za to, że nie musiała mu mówić co chce, on wiedział to sam. Jeszcze nigdy nie wyszła niezadowolona z jego salonu.
Sam Draco był w szoku. Kompletnie nic z tego nie rozumiał. A kiedy poprosił o wyjaśnienia, dowiedział się, że dostanie je w innym miejscu. Jedno jednak musiał przyznać, ten fryzjer to nie był taki głupi pomysł.
Kiedy już wychodzili, a fryzjerki płaszczyły się przed Malfoy'em, przypomniało jej się, jak przez chwilę, wtedy w przymierzalni, widziała jego brzuch. Pomyślała, że gdyby one widziały go tak jak teraz stoi, ale bez koszulki, to pewnie pomyślałyby, że umarły i są w niebie.
- Usiądziemy tutaj, dobrze? – zapytała wchodząc do jakiejś kawiarni.
Gdy tylko wybrali sobie miejsca, od razu zjawił się kelner.
- Co panience podać?
Że komu? - pomyślał Malfoy.
- Sok pomarańczowy. A ty Draco? Aha, nie ma tutaj kremowego piwa.
- W takim razie… To samo co Alice – zwrócił się do kelnera. - Dobra – zaczął chłopak kiedy facet z notesem już sobie poszedł. – Wyjaśnij mi, o co tu chodzi? - nakazał dziewczynie.
- Więc tak, moja mama jest właścicielką tego budynku i jeśli się dobrze przyjrzałeś, to zauważyłeś, że są tu głównie sklepy w jakiś sposób związane z modą. Moja mama jest bardzo sławną i szanowaną projektantką, a ponieważ wszystkie tutejsze sklepy należą do niej lub członków mojej rodziny, ja nie muszę za nic płacić. Gdzie byłam? W jej biurze. – Uśmiechnęła się wspominając radość mamy z jej przyjścia. – Zabrałam cię tutaj bo chcę ci pokazać, jak to jest być mugolem. Co do twojego nowego wyglądu, mam nadzieję, że wkrótce go docenisz. – Nagle uśmiechnęła się chytrze, co skojarzyło mu się trochę ze Snapem. – I kiedy będziemy szli przez Londyn zwróć uwagę na dziewczyny, obok których będziesz przechodzić. – Chłopak kompletnie nic z tego nie rozumiał, postanowił jednak, że zrobi tak jak ona radzi. – I patrz jak reagują na mnie - dokończyła.
I rzeczywiście, kiedy później przemierzali ulice Londynu, wszystkie dziewczyny, które go mijały oglądały się za nim, szepcząc coś z podnieceniem swoim przyjaciółkom. Jednak kiedy dostrzegały kto idzie obok niego, wyraz ich twarzy gwałtownie się zmieniał. W zazdrość.
- Słuchaj. Wiem co ci wpajano. - Podjęła nowy wątek. – Poza tym, dużo wiem o śmierciożercach. Dużo czytałam.
Draco wywrócił oczami słysząc to.
- Chciałaś sobie poczytać, to wzięłaś książkę o śmierciożercach? – prychnął zirytowany.
- Nie czytałam o nich, tylko o tobie.
Chłopaka zamurowało.
- Chwila, bo się pogubiłem. Czytałaś… o mnie? O tym jaki jestem lub byłem chciałaś się dowiedzieć z jakiejś książki? - Był wzburzony.
Chciała mu właśnie odpowiedzieć, ale zauważyła, że nadchodzi kelner. W sumie to dobrze, bo dzięki tej krótkiej chwili przerwy Draco się opanował. Kiedy po setce pytań „Czy mogę jeszcze coś dla panienki zrobić?” kelner sobie poszedł mogła kontynuować.
- Nie bądź śmieszny. Nie czytałam jaki jesteś, lecz jaki nie jesteś.
- Co?- zapytał zbity z tropu.
- Czytając coś o tobie dowiadujesz się, że np. próbowałeś zabić Dumbledore’a, ale czytając dokładnie dowiesz się, że tego nie zrobiłeś. Czytając, że nie chciałeś niczyjej pomocy, tak naprawdę dowiadujesz się, że nie chcesz się okazać bezradnym, przerażonym chłopcem.
Chłopak siedział oniemiały nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. W końcu zebrał się w sobie, przełknął ślinę i powiedział: - To śmieszne!
- To jest prawda, a ty doskonale o tym wiesz. Wiem, że uczono cię nie okazywać uczuć, mieć pogardę dla całego świata, zwłaszcza do mugoli i innych tym podobnych osobników. Ale przecież wiesz już dobrze, że ta nauka nic ci nie dała. Mówiłam ci to już na samym początku. Więc postaraj się trochę ze mną współpracować, dobrze?
- Po co?
- Pewnego słonecznego poranka to zrozumiesz. Gdzieś o 4:35, leżąc w łóżku.
- Hę? - zapytał niezrozumiale.
- Dopij sok i idziemy zaszaleć! – Uśmiechnęła się promiennie, a wtedy jej oczy zalśniły ogromnym blaskiem.
Kino, kręgle, tańce na molo. (Za wszystko płaciła dziewczyna czarną, pokrytą złotym wzorem, mugolską, plastikową kartą, co arystokratę strasznie zawstydzało i irytowało.) Chłopak już dawno zapomniał jak to jest się bawić. A już na pewno nigdy nie przypuszczał, że będzie się bawić wśród mugoli. Widział, że Alice świetnie się bawi. Myślał, że to może dzięki niemu. A raczej miał taką nadzieję. Jednak zawsze kiedy patrzył w jej ogromne oczy widział mieszankę radości i innego uczucia, którego nie potrafił nazwać, a już tym bardziej zrozumieć. Bardzo go to intrygowało, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział.
Gdy na Big Benie wybiła 23, Alice szepnęła blondynowi do ucha „Musimy już iść.” i pociągnęła go za rękę. Szli między uliczkami Londynu już jakieś piętnaście minut, gdy Malfoy uświadomił sobie, że zbliżają się do Dziurawego Kotła. Wtedy coś do niego dotarło.
- Nie boisz się chodzić po nocy.
- Nie – odpowiedziała uśmiechając się zagadkowo. – Ostatni raz kiedy mogłam się bać był dwie noce temu.
- Chodzi ci o czary? – Kiwnęła głową na tak. – Ale przecież nie wolno ci używać czarów poza szkołą.
- Pewnie cię to zdenerwuje, ale ja mogę.
„Co?”, huczało w głowie chłopaka. Kim ta dziewczyna jest? - myślał. Nic jednak nie powiedział.
Kiedy weszli do baru Dracon zauważył, że nie ma w nim tłoku, jednak nie jest też pusty, a przy barze siedzi pani dyrektor. Alice pobiegła uściskać ją, jakby wieki jej nie widziała. Chłopak patrzył na to z dziwnym, nieznanym sobie uczuciem. Nie trwało to jednak długo, bo dawna opiekunka Gryffindor’u przywoła go gestem ręki do siebie. Ujął jej smukłą, pomarszczoną dłoń i zniknęli. Jednak ostatnią rzeczą jaką Draco zauważył były posępne spojrzenia gości baru - skierowane w jego stronę.
Gdy McGonagall wyszła z komnaty Alice, ta poprosiła Ślizgona by usiadł wygodnie na kanapie, a ona powiedziała wyraźnie:
- Sunny!
Natychmiast w pokoju pojawiła się młoda skrzatka domowa. Dziewczyna poprosiła o kolację dla dwóch osób. A kiedy pomocnica zniknęła, ta spojrzała na Malfoy’a. Chłopak jakimś cudem pomyślał o Granger i jej Wszy.
- Muszę coś jeść. A poza tym, płacę jej – powiedziała, prawidłowo odczytując minę towarzysza.
- Potrafisz czytać w myślach?
- Coś w tym rodzaju - przyznała niechętnie.
- Co?!
- Żartuję! - zreflektowała się i uśmiechnęła się szeroko. Wtedy na stoliku przed nimi pojawiły się dwa talerze z apetycznie wyglądającym jedzeniem. – No więc, – podjęła rozmowę – chciałeś wiedzieć dlaczego na mojej szyi – chwyciła zawieszkę – i w pokoju jest feniks. Na szyi z przywiązania - sentymentu. W pokoju bo… Tamtej nocy, kiedy wróciłam do domu, siedział na moim oknie. Płakał. A ja płakałam razem z nim… – Spojrzała w okno, jakby szukała czegoś w gwiazdach. – Od tamtego czasu został. To było tego dnia kiedy zmarł Dumbledore. On płakał z samotności, ja z przerażenia.
Draco drgnął na te dwie ostatnie wiadomości. A ona milczała, nadal patrząc w ciemne, upstrzone gwiazdami niebo. Myślał, że już skończyła, więc wziął sobie kawałek swojej kolacji. Wtedy podjęła monolog.
- Kiedy byłam tu ostatnio jeszcze go nie miałam. – Krótka pauza. – Było grubo po północy, a ty wychodziłeś z pokoju Przychodź-Wychodź czy jak wolisz Pokoju Życzeń. Widziałam jak płaczesz.
Nie powiedziała tego z wyrzutem, raczej ze smutkiem, ale Draco i tak odwrócił głowę i zacisnął dłonie w pięści. Wtedy znowu na niego spojrzała. I zganiła: - W płaczu nie ma niczego złego. Nigdy bym nie powiedziała komuś, że ma przestać płakać jeśli tylko mu to pomaga. Odważnym nie jest ten, który się nie boi, ale ten który wie, że istnieją ważniejsze rzeczy niż strach.
Dostrzegła, że chłopak jej nie słucha, więc zmieniła miejsce, w taki sposób, że siedziała teraz przed nim. Chwyciła jego twarz w swoje dłonie i odwróciła tak, żeby spojrzał jej w oczy. Chłopak był tak zaskoczony jej zachowaniem, że mimowolnie zrobił to, co chciała.
- To już nie wróci, rozumiesz? Jeśli tylko będziesz o to walczył. Było i minęło. Ale musisz wyciągnąć wnioski z tej nauki. Ty nie jesteś jednym z nich, nie jesteś takim człowiekiem. – Wtedy przez głowę dziewczyny przebiegła myśl, że gdyby był, to pewnie nigdy by się z nim nie zadawała. – Więcej, nigdy taki nie byłeś – sam to przyznałeś! – Minę miał dosyć niewyraźną, więc dziewczyna postanowiła unieść się do drastycznych środków. – Jesteś Malfoy! Draco Malfoy! Jesteś Smokiem! – Na to ostatnie chłopak drgnął. – Smoki są twarde, ty też taki jesteś. No i jesteś Ślizgonem, jesteś sprytny. Zawsze o dwa kroki do przodu. Ale przede wszystkim… – Alice zmieniła pozycję i szepnęła mu do ucha – jesteś moim przyjacielem.
Wtedy widziała, że ta rozmowa już się skończyła, że osiągnęła zamierzony efekt. Chłopaka zamurowało. Z dwóch powodów. Po pierwsze za to, że użyła słowa „przyjaciel”, a po drugie przez jej bliskość. I w tym szepcie było coś takiego, że w pierwszej chwili pomyślał, że chce go uwieść. Jednak przez to jak wyglądała ich rozmowa, ta myśl zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Blondyn postanowił na nią spojrzeć. I w tych pięknych, czekoladowych oczach ujrzał radość i troskę. Wiedział skąd to pierwsze uczcie. Z tego, że nareszcie dotarło do niego to, co mu cały czas próbowała przekazać.
Nagle odsunęła się i powiedziała: - Ja naprawdę NIE CHCĘ cię wyganiać, ale jest już późno i chciałabym się położyć. Ty zresztą też, powinieneś być już w dormitorium, więc jak tylko skończysz jeść to wróć do swojej części zamku. – Skierowała się do jakiś drzwi i kiedy już miała je otworzyć, odwróciła się i powiedziała:
- Dobranoc.
Chłopak widział jak wchodzi do pomieszczenia, którym jak zauważył była łazienka. Szybko jedząc swoją kolację, myślał jeszcze o tym jak podobało mu się, gdy zaakcentowała „nie chcę”. Już miał wychodzić, gdy usłyszał wołanie dziewczyny.
- Nie zapomnij „cameleona”!
Draco uśmiechnął się pod nosem, myśląc o jej wyczuciu czasu i pomysłowości. Rzucił zaklęcie i wyszedł z komnaty. Nie pomyślał jednak o tym, skąd ona zna to zaklęcie. Nie pomyślał też o tym, że gdyby nie to, że przeszkolili go śmierciożercy, poznał by je dopiero za pół roku. Nie pomyślał o tym, że ona wiedziała, że on je zna.”
Lecąc samolotem postanowiłam odwiedzić Facebook. Okazało się, że kapitan Bawarczyków Mark van Bommel wysłał mi zaproszenie, które natychmiast przyjęłam. Idąc za ciosem weszłam na profil Schweinsteiger’a. Kliknęłam na „dodaj do znjomych”, a potem weszłam w profil Philipa. Dodał nowe zdjęcie. Z żoną. Było naprawdę śliczne. I na tym skończyła się chwila dobrego humoru. Tak dawno tam nie byłam. Czasami, tak jak teraz myślę o tym, że to było inne życie…
Spojrzałam na zegarek, zostało mi pół godziny lotu. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc po prostu odwróciłam się do okna i wsłuchałam w muzykę, która w prost z białych słuchawek leciała do moich uszu. Nie znosiłam się wyłączać, ale teraz musiałam. Najtrudniej było mi potem wyjść z tego stanu. Wszystko nagle robi się takie głośne i jaskrawe. Wszystko jest „za bardzo”.
Kiedy zameldowałam się już w Brown’s Hotel zauważyłam, że mam masę czasu, więc postanowiłam się przejść. Dochodziłam już do Green Parku kiedy zauważyłam sklep dla fanów piłki nożnej. Wchodząc od razu w oczy rzucały się koszulki reprezentacji narodowych z niektórymi zawodnikami. Nie mogło tam zabraknąć takich gwiazd jak Leo Messi czy Cristiano Ronaldo, albo reprezentantów Anglii np. Rooney’a i Lamparda. Jednak, tak naprawdę moją uwagę zwróciły tylko dwie koszulki. Z numerami 7 i 13. Uśmiechnęłam się szeroko, a zdziwiony sprzedawca podszedł do mnie. Wcale się nie dziwiłam jego zainteresowaniu. Wchodzi jakaś bizneswoman w szpilkach, do sklepu z korkami i piłkami, i uśmiecha się do koszulek.
- Dlaczego akurat Müller i Schweinsteiger? – Mina sprzedawcy tak mnie rozbawiła, że miałam ochotę parsknąć śmiechem. Wiedziałam o co mu chodzi, dziwiłam się jednak, że aż tak mi to zostało. Kiedyś mój angielski był perfekcyjny, ba! Nawet akcent potrafiłam naśladować. Ale od tamtego czasu minęło wiele lat. Tymczasem musiało coś zostać, bo w połączeniu z prawidłową, niemiecką wymową tych nazwisk musiałam być, teraz dla niego naprawdę wielką fanką tych piłkarzy.
- To fakt, że tamten mecz naszej reprezentacji na Mistrzostwach Świata w Republice Południowej Afryki nie był najlepszym dla nas widowiskiem, jednak tutejsi kibice są ich fanami. No i Thomas dostał złotą piłkę.
- No tak, ma pan rację.
Przyglądałam się koszulce zastanawiając się co Bastian teraz robi, kiedy odezwał się ekspedient.
- Przepraszam za wścibskość, ale z jakiego pani kraju przyjechała, bo ma pani tak świetny angielski, że gdyby nie to, że pani tak wypowiadała te nazwiska, to pomyślałbym, że jest pani Brytyjką.
- Mieszkam w Niemczech.
- Ach, więc jest pani Niemką!
- Nie. – Uśmiechnęłam się widząc zagubienie w oczach pana przede mną. – Jestem Polką. – A teraz proszę mi wybaczyć, ale muszę się oddalić. Do widzenia. – Dygnęłam kończąc rozmowę i wyszłam ze sklepu z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam! - zawołał za mną, a ja wywróciłam oczami. - Czy pani to...
- Miłego dnia! -powiedziałam nie odwracając się i zniknęłam za rogiem.
Siedząc w parku jeszcze długo wspominałam szok mężczyzny, na widok moich „angielskich” manier i wyobrażałam sobie jego minę kiedy uświadomił sobie, że ja, to ja.
Punktualnie o dwunastej usłyszałam pukanie do drzwi. Otwierając zobaczyłam nieco niższą ode mnie ładną blondynkę o niebieskich oczach. Widać w nich było stres.
- Wejdź – zaprosiłam ciepło. – Rozgość się. Najpierw załatwimy sprawy służbowe, a potem pójdziemy na obiad – zaproponowałam.
Usiadłam na kanapie obok niej i przysunęłam sobie laptopa. Potem odwróciłam się w jej stronę i podałam jej rękę.
- Jestem Ania. A ty Katharina, zgadza się?
Pokiwała głową. Zastanawiała się nad czymś, starała się podjąć jakąś decyzję. W końcu zdecydowała się powiedzieć:- Wiem kim pani jest. I właśnie dlatego chcę wiedzieć, dlaczego zgodziła się pani pracować nad moją historyjką?
- Po pierwsze, nie „pani” tylko Ania, ok? Musisz zapomnieć chociażby o różnicy wieku między nami. Od teraz chcę, żebyś rozmawiała ze mną jak z koleżanką w swoim wieku.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że rozumie, ale w jej oczach nadal malowało się zdziwienie.
- Po drugie, bo takim ludziom jak Jo Rowling się nie odmawia. – Uśmiechnęłam się widząc złość w jej oczach. Zaraz wybuchnie.
- Tylko dlatego?! – uniosła się. – Naprawdę nie było tam NIC co by ci się podobało? Zrobiłaś to tylko dla pieniędzy?! Sądziłam, że jesteś inna. – To ostatnie zdanie powiedziała z rozczarowaniem.
Nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Widzę, że mnie posłuchałaś i bardzo mnie to cieszy. Szkoda, że on tego nie potrafi zrobić... – Mruknęłam pod nosem. Jej mina sugerowała, że traci wątek, więc zaczęłam wyjaśniać. – Naskoczyłaś na mnie tak, jak na koleżankę, czyli tak jak prosiłam. Co się tyczy tego co powiedziałam o Joanne, to właściwie nie prawda. A co do tego co ty powiedziałaś…
Widziałam jak patrzy na mnie wielkimi oczami kiedy ściągam swój but i pokazuję jej podeszwę.
- Louboutin?
- No właśnie. Nie potrzebne mi pieniądze.
Uśmiechałam się do niej lekko, aż zaczął do niej docierać podwójny sens moich słów. I kiedy byłam już pewna, że mnie rozumie, zmieniłam coś w swoich oczach.
- A teraz poważnie. – Zeszłam z kanapy i przyklęknęłam przed nią, tak, że teraz jej twarz była wyżej. – Ja CHCIAŁAM nad tym pracować, bo Alice jest do mnie podobna. Spójrz na mnie, spójrz mi w oczy! Widzisz? Wiem, że rozumiesz.
Widziałam to. Widziałam jak ten błysk w jej oczach zmienia się. Jak mi wierzy i jak pokłada we mnie swoją nadzieję.
- A teraz powiedz mi, czy jesteś absolutnie pewna, że chcesz tą historię tak zakończyć.
- Tak jestem – odpowiedziała.
Wiedziałam, że nie rozumie dlaczego to dla mnie takie ważne. Prawda była taka, że ja sama też tego nie wiedziałam. Ale coś w środku mnie, kazało się o to zapytać.
- Potem już nie będzie odwrotu – odpowiedziałam i usiadłam z powrotem na kanapie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz