Jak to wymyśliłam? Naprawdę nie wiem. Ja po prostu odkryłam, że to wiem. Kiedy wpadłam na tę historię, to taka zwykła głupota, o której myślisz przed zaśnięciem z braku czegoś innego do roboty. Wyobrażenie, jakby to było spotkać swojego idola i zaprzyjaźnić się z nim. Jak to jest mieszkać w mieście, które tak cię fascynuje. I na początku Ania rzeczywiście była mną. Ale po jakimś czasie zaczęłam tę postać budować. Może ona sama się zbudowała? W każdym bądź razie, stała się bardziej złożona, ewoluowała do osoby, którą jest teraz. Ma przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I może to płytkie, ale teraz jest moją idolką - moim wzorem. Ale najdziwniejsze i może najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona stała się moim alter-ego, dlatego wiem jak ona się czuje, więc przeżywam wszystko razem z nią.
W całym tym opowiadaniu, tak naprawdę, jest dużo kłamstwa - ona ma swoje powody by kłamać. A gdyby nie potrafiła tego robić, przed samą sobą byłaby skończona. A jednak chyba wszyscy wiemy, że każdy chciałby mieć takiego przyjaciela, który nie nabierze się na kłamstwo, które łyknął już cały świat.
Ona już takiego nie ma i to ją boli.
Pozdrawiam Cię i zapraszam serdecznie na resztę historii!
Port Elizabeth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz