niedziela, 30 grudnia 2012

I wracam do grudnia cały czas.

Ten fragment historii miał się pojawić dużo później, gdyż opowiada o drugiej połowie grudnia, a w ostatnim rozdziale był dopiero początek listopada.
Publikuję to, ponieważ nie wiem czy na tym blogu pojawi się jeszcze jakiś rozdział. Nie będę korzystać z wszelakich wymówek, chciałabym jednak powiedzieć, że mam nadzieję, że jednak coś jeszcze tutaj wstawię, że dam wam poznać tę historię od początku do końca. Niemniej, nie wiem czy to nastąpi. Jak mówiłam, bardzo bym chciała, ale gdzieś po drodze, chyba to zgubiłam.
Dlaczego akurat ten rozdział?
Bo od dwóch lat nie daje mi spokoju. Czemu? Bo Julia była bardzo ściśle ze mną związana i  bardzo przeżywałam wszystko co jej dotyczy. Dzisiaj jest przedostatni dzień grudnia, być może ostatnia, ale i najlepsza chwila, by wam to pokazać.
„Back to December”, to tytuł piosenki stworzonej przez amerykańską autorkę tekstów i piosenkarkę Taylor Swift. Nie wiem czy najpierw ta historia stanęła przed moimi oczami, a potem zakochałam się w tym utworze, czy odwrotnie. Wiem jednak, że ta piosenka ma ścisłe, wręcz absolutne znaczenie dla tej historii. Więc proszę, wysłuchaj jej! Inaczej to nie ma sensu. 

Wasza,
Port Elizabeth

BACK TO DECEMBER

Zdania zapisane kursywą przedstawiają myśli Ani, których nie mielibyście normalnie prawa poznać, gdyż ta część tekstu pisana jest z punkty widzenia Bastiana !!!


 - Pójdę już do swojego pokoju – szepnęłam mu na ucho.
   Odeszłam od stołu i gdy byłam już przy drzwiach pomachałam im na pożegnanie. W odpowiedzi dostałam chórem krzyknięte „Dobranoc!”. Uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam z jadalni. Nawet nie było późno, ot – zwykła pora kolacji, ale ta pogoda... Zadrżałam. Wyciągnęłam malutki kluczyk i przekręciłam zamek. Weszłam do środka i odłożyłam go na komodę, wtedy mój słuch zarejestrował jakiś szmer. Odwróciłam się, a w drzwiach zobaczyłam Timo. Mój puls gwałtownie przyspieszył jakby podpowiadał mi, że powinnam się bać. Przestąpił próg i uśmiechnął się.
 - Nareszcie sami... Długo to trwało, ale jesteś warta wszelkiego poświęcenia...
   Zbliżył się do mnie, a ja nareszcie zrozumiałam dlaczego tak bardzo drażniły mnie jego zaloty. On nie zamierzał na nich poprzestać. Pojawił się w ekipie dr Müllera, w chwili, w której i ja dołączyłam do drużyn, teraz już wiem po co. Tylko dlaczego nie zamknął drzwi? Czyżby spodziewał się, że nie zaoponuję?
 - Masz tak niesamowitą urodę, że to aż nienaturalne. Jesteś taka piękna... - powiedział głaszcząc mnie po policzku.
 - Nie dotykaj mnie! - Odsunęłam się ze wstrętem.
   Ułamek sekundy później byłam przygwożdżona do ściany, a on już szukał zamka od sukienki. Jego usta szukały moich, w oczach miał obłęd, chore pragnienie. Odwróciłam twarz i spojrzałam w stronę otwartych drzwi, zastanawiając się - co teraz? Wtedy stanął w nich Bastian.
   Moje serduszko zatrzepotało. Szamotało się w piersi niczym koliber.
   Wyraz jego twarzy sprawił, że jęknęłam żałośnie, ale jak się okazało on to odebrał zupełnie inaczej. Dla niego był to jęk rozkoszy. Jego rozczarowanie przeszło w coś zupełnie innego. Teraz był po prostu zraniony.
   Moje serce stanęło.
 - Bastian! Stój, poczekaj, to nie tak! - wołałam, ale było już za późno.
   Teraz się bałam, ale każda cząstka tego strachu było jednocześnie nienawiścią, furią skierowaną przeciwko człowiekowi, trzymającego mnie w kleszcze. Odwróciłam wzrok na swojego oprawcę. Jego oczy płonęły z zadowolenia.
 - Czyżby twój ukochany przyjaciel cię zostawił? Lepiej dla mnie – powiedział i rzucił mną na łóżko.
   Wtedy skończyła się jego wyobrażona przewaga nade mną. Korzystając z impetu jaki wywołał wywinęłam ręce do tyłu i, przez ułamek sekundy stając na rękach, przerzuciłam ciężar ciała w tył, by wrócić do pionu. Teraz dzieliła nas długość łóżka. Timo zamrugał gwałtownie, nie mogąc się nadziwić moim akrobatycznym zdolnościom.
   Gdyby to była tylko akrobatyka...
   Wyszłam mu naprzeciw. Mój pokój był duży, co było bardzo na jego niekorzyść.
   W drzwiach stanął Lukas, jego klatka piersiowa poruszała się jak po biegu. Spojrzałam na niego i przyglądałam mu się długo, zresztą Timo też, z tą różnicą, że jego wzrok był przestraszony (nie byłam pewna czy bardziej boi się Lukasa, czy tego, że ja jego ani trochę), mój to była jedna wielka maska - brązowo-czarna pustka. Przeniosłam wzrok na fizjoterapeutę i wycedziłam::
 - Nie-dotykaj-mnie.
   Natychmiast stanęłam na rękach i kopnęłam go tworząc nogami coś na kształt helikoptera. Ponieważ złość uchodziła ze mnie każdym porem, dostał z taką siłą, że wylądował na przeciwległej ścianie, a potem stracił przytomność.
   Spojrzałam na Lukasa zastanawiając się czy rozumiał co zaszło. Kiwnął twierdząco głową.
 - Leć – powiedział, a ja posłuchałam.
   Biegłam zawiłymi korytarzami hotelu, szukając pokoju Bastiana, gdy go zobaczyłam właśnie otwierał drzwi do swojego pokoju.
 - Czekaj! - zawołałam, chciałam mieć pewność, że się zatrzyma, więc użyłam swojego ojczystego języka.
   Zamarł z ręką na klamce, a potem odwrócił się, powoli. Podbiegłam do niego.
 - To nie tak. To tylko tak wyglądało. Ja nie...
 - Wiem jak to wyglądało i wiem co to było, nie jestem dzieckiem – powiedział urażony.
   Po raz pierwszy byłam zła, że mi nie wierzy.
 - Gdyby było tak, jak tobie się wydawało, to nie leżałby teraz na podłodze, nieprzytomny! - krzyknęłam i zła odwróciłam wzrok. Wprost na okno.
   Straciłam dech.
 - Co? - zapytał głucho.
   Nie zwróciłam uwagi, na jego pytanie. Przyglądałam się okropnej zamieci za oknem. Gdy szłam do pokoju śnieg tylko prószył, a cały dzisiejszy dzień była taka piękna pogoda... Teraz była po prostu śnieżyca.
   Zaczęłam spazmatycznie oddychać, a gdy zmusiłam się by znów spojrzeć na Bastiana, coś w moim sercu zakuło okropnie. Skuliłam się z wewnętrznego bólu. Chłopak już pochylał się nade mną, ale nie chciałam, żeby widział jak wariuję.
   Uciekłam do swojego pokoju.

*

 - Coś ty zrobił, do cholery?!
 - Lukas? - zapytałem przenosząc wzrok na niego.
 - On chciał ją zgwałcić!
 - Co?
   Jego słowa szumiały w mojej głowie, powtarzały się jak zacięta płyta. Gdy mój umysł przetworzył to, co usłyszał i wygenerował wszelkie możliwe następstwa tego czynu, moje ciało zapłonęło od gniewu.
 - Gdzie on jest? - zarządzałem odpowiedzi.
 - Zamknąłem go w swoim pokoju, ale chłopcy pewnie wynieśli go już na zewnątrz.
   Spojrzałem na niego pytająco.
 - Nie chcemy zakrwawić dywanów – powiedział i kazał mi iść za sobą.
   Cała ekipa, oprócz Ani, stała na dworze skupiona wokół Timo, który coś wykrzykiwał. Podszedłem do nich, zaciskając dłoń w pięć, kiedy go zobaczyłem Philip właśnie kopnął go w pierś. Wiedziałem, że jego żebra były całe, bo widziałem jak go pobili i jak się zachowali kiedy stanąłem wśród nich - rozstąpili się jak morze przed Mojżeszem. To była moja zemsta i doskonale o tym wiedzieli.
   Śnieg sypał ze wszystkich stron, ale najwyraźniej nikomu nie było zimno.
 - Pamiętasz?
   Odwróciłem się i uśmiechnąłem.
 - Pamiętam, Jogi. Nie martw się, możesz iść.
   Zbliżyłem się do Eberla i chwyciłem za koszulę podnosząc go jednocześnie.
 - A więc chciałeś się zabawić, tak? To teraz zabawię się ja – powiedziałem z ironią i rzuciłem go  w śnieg.

   Nim stracił przytomność powiedziałem mu jeszcze dwie, najważniejsze rzeczy:
 - Nie zabiję cię tylko dlatego, że od tego ona ma swoich braci i wierz mi, dowiedzą się o tym nim zdążysz się pomodlić.  - Kiwnąłem głową w stronę Phlipa, który pomachał mu telefonem, a potem nacisnął na zieloną słuchawkę i odszedł na bok. - Jutro ma cię tu nie być – zakończyłem i po raz ostatni uderzyłem go w twarz.
   Stracił przytomność, a my wróciliśmy do ośrodka.


   Nacisnąłem na klamkę, drzwi nie były zamknięte. Stała przy oknie i wpatrywała się w śnieżycę. Stała tak nieruchomo, że myślałem, że nie oddycha.
 - Przepraszam – powiedziałem.
   Nawet nie drgnęła.
 - Zachowałem się jak idiota. Jak dupek, a nie przyjaciel, wiem, ale... - podszedłem bliżej – ale naprawię to! - obiecałem gorąco.
   Dalej nie reagowała.
 - Pewnie chcesz zostać teraz sama... - zacząłem się cofać, wtedy się odezwała.
 - Grudzień... Moje przekleństwo. Moja kara.
 - Co? - wyjąkałem, nic nie rozumiejąc. Zamknąłem drzwi.
 - Miałam przyjaciela... - wyszeptała. - On... My wychowaliśmy się razem. Zapamiętałam go jako wysokiego, dobrze zbudowanego młodzieńca, o ciemnej karnacji i krótkich włosach. Mogłam z nim rozmawiać o wszystkim, nie było czegoś czego nie mogłabym lub nie chciałam mu powiedzieć. Nigdy pochopnie mnie nie ocenił, zawsze mnie wysłuchał, zrozumiał, pomógł... Uwielbiałam chodzić z nim na spacery, zawsze trwały kilka godzin – uśmiechnęła się. - Ale pamiętam jak się dziwiłam kiedy wzięłam sobie nowe buty, który okazały się nie do końca wygodne na taką wyprawę i jak mnie później otarły, a on wziął mnie na na ręce i niósł przynajmniej 5km. Nie chodziło mi o to, że byłam bardzo ciężka, bo dla niego pewnie nie, ale... Że naprawdę miał ochotę mnie dźwigać, bo mogłam iść z bosymi stopami, wtedy było lato, przepiękny gorący dzień.
   To nie był jedyny raz, kiedy tak mnie niósł...
   Podniosła lewą rękę i pomachała palcami, zwracając moją uwagę na jej pierścionek.
 - Dostałam to od mojej mamy... Była bardzo ciepła, ale wrześniowa noc, wracałam ze spotkania ze znajomymi...
   Nagle przed oczami stanęła mi scena z opowiadania które mi dała, dreszcz przebiegł mi po plecach.
 - Ronnie była wtedy chora więc szłam sama. Spotkałam kilku chłopców, wszystkich znałam, a oni znali mnie. Jedni byli bardziej wstawieni inni mniej, ale wszyscy pomyśleli o tym samym kiedy mnie zobaczyli. Nie miałam szans... Nagle zjawił się Patryk, wiedziałam, że jest ich kolegą, ale nie wiedziałam co teraz zrobi. Kiedy zobaczyłam jak szeroko uśmiecha się do tego, który był najbliżej mnie, po raz pierwszy się go bałam. A potem jego pięść wystrzeliła wprost w jego twarz. Pobił wszystkich, a potem okrył mnie swoją koszulą, wziął na ręce i zaniósł do domu. Nic mi się nie stało, a i nigdy wcześniej nie czułam się tak bezpiecznie. Ale... - nie dokończyła przerwanego wątku. Zaczęła nowy. - Kiedy weszliśmy do domu i opowiedział co się stało, moja rodzina wpadła w furię. Rodzice chcieli natychmiast wsadzić ich do więzienia, bracia zabić, a z Patryka już zrobili członka rodziny... Moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej tydzień później. Ten pierścionek leżał na moim łóżku kiedy wylecieli z Polski, a w dołączonym liściku pisało, że mama wyjaśni mi co chciała mi nim przekazać jak wróci. Nie wróciła, ale i tak wiedziałam co miała na myśli. Chciała mi przekazać, żebym uważała, by strach nie wkradł się do mojej duszy i żebym nie oddała komuś swojego ciała, jakby broniąc je w ten sposób przed kolejnym gwałtem. No i skoro już je obroniono, to niech będzie całe dla osoby, którą naprawdę będę kochać, i która naprawdę będzie kochać mnie.
   Zadrżała.
 - Po tamtym wydarzeniu zbliżyłam się do Patryka jeszcze bardziej. W pewnym sensie staliśmy się nierozłączni. Tak dobrze czułam się w jego towarzystwie. Przebywanie z nim było dla mnie tak samo naturalne jak oddychanie, ale... - Wzięła głęboki wdech. - Gdy zginęła Ronnie, spakowałam się i wyjechałam nie odwracając się za siebie. Nie pożegnałam się z nim. Zostawiłam go, a on by mi nigdy czegoś takiego nie zrobił – jej głos drżał.
   Chciałem ją przytulić, ale ona tak uparcie wpatrywała się w krajobraz za oknem, więc pomyślałem, że nie chce mojego pocieszenia.
 - Spotkaliśmy się ponad dwa lata później, kiedy przyjechałam do Rafała na święta. Umówiliśmy się w kawiarni i była dokładnie taka śnieżyca jak teraz. - Zamknęła oczy. - Czekał na mnie w środku, z bukietem czerwonych róż. Przytuliłam go na powitanie, ale zamiast przeprosić, że wyjechałam bez słowa, że nie dzwoniłam, nie wysyłam kartek na urodziny, to tylko podziękowałam, że znalazł czas żeby się ze mną zobaczyć. Zapytałam co słychać u niego i jego rodziny, bo - jak to określiłam - „nie widziałam ich już jakiś czas”.

U ciebie wszystko w porządku, jesteś bardziej zajęty niż kiedykolwiek 

Rozmawialiśmy o nieistotnych rzeczach - pracy i pogodzie. Był pełen rezerwy, a ja wiedziałam dlaczego...

Bo wspomnienie naszego ostatniego spotkania
Jest wciąż żywe w twojej głowie 

   Długo potem milczała, zapewne przewijając w swojej głowie chwile, do których ja nie miałem wstępu.
 - Problem polegał na tym, że tamtego wieczoru dowiedziałam się dlaczego był taki lojalny wobec mnie. Pełen zrozumienia i oddania. - Odwróciła się do mnie, choć już wiedziałem co chce powiedzieć. - Był we mnie zakochany. Od zawsze! A ja nigdy na niego nie spojrzałam inaczej niż na przyjaciela. Nie potrafiłam go pokochać w ten sposób i właśnie to mu wtedy powiedziałam. A potem wyszłam, bez pożegnania. On podarował mi róże, a ja zostawiłam je tam, by zwiędły.
   W jej oczach malowało się tak wielkie poczucie winy, że ta mała zakochana w niej istotka w moim wnętrzu skurczyła się i jęknęła żałośnie.
 - I dopiero po wielu miesiącach nie tylko zrozumiałam, że go kocham, ale że moim świętym obowiązkiem było dać mu szansę. I wracam, ciągle wracam do grudnia, do miesiąca, w którym przekreśliłam najlepszego człowieka w moim życiu. Ale w grudniu, a zwłaszcza w taką pogodę jak teraz nie mogę uciec przed wspominaniem go. Praktycznie nie sypiam, bo kładę się i do późna odtwarzam w myślach moment, w którym odchodzę. Zaczynam myśleć o tych wszystkich ważnych chwilach w jego życiu, przy których powinnam być lub choć dać mu znać, że o nich pamiętam. Potem zaczynam myśleć o lecie, tych pięknych czasach, które spędzałam w jego złotych ramionach, wspominam jak się wygłupialiśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy, wędrowaliśmy czy pływaliśmy w stawie. O tym jak z miejsca pasażera obserwowałam jak się śmieje i właśnie gdy przypominam sobie jego uśmiech, zdaję sobie sprawę, że kochałam go jesienią... że pokochałam go tamtej jesieni, gdy niósł mnie do domu uspakajając jednocześnie.
  On ofiarował mi całą swoją miłość, a wszystko co dostał ode mnie to pożegnanie.
   Zamilkła, a ja jeszcze jakiś czas czekałem na dalszy ciąg.
 - Lata mijają, a ja z każdym dniem bardziej za nim tęsknię i z każdym dniem coraz bardziej żałuję, że go odepchnęłam. Im jestem starsza, tym bardziej uświadamiam sobie, że wolność jest jednocześnie klatką tęsknoty.
  Teraz jest gwardzistą szwajcarskim i założył rodzinę. Wiem, że Krzyś ma z nim kontakt. Ja nie rozmawiałam z nim od tamtej zimy, nawet go nie widziałam. Nie wysłałam gratulacji, kiedy się żenił, ani kiedy urodziła mu się pierwsza córka. Bardzo chciałam zjawić się na jego ślubie, ale... Boże! Ja wiem jak to brzmi - tak bardzo arogancko - ale ja wiem, że on wciąż mnie kocha. Ale bałam się, że gdyby mnie tam zobaczył, to zniszczyłabym mu rodzinę. A nie wolno mi tego robić. Przekreśliłam go wtedy i wiem, że nie mam prawa wtrącać się do jego życia, choć i tak to robię - on ma za zadanie chronić papieża, a moi ludzie chronią jego i jego rodzinę. Ale wiesz... Nie byłam na jego ślubie, choć wszyscy czterej dostaliśmy zaproszenia, a wiem jak wyglądał. To takie dziwne. Przyśniło mi się, że stałam na chórze, tak jak zawsze o tym myślałam i obserwowałam jego, i jego wybrankę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dowiedziałam się, że ten ślub naprawdę wyglądał tak ja widziałam go we własnym śnie. - Przygryzła dolną wargę. - Przepięknie wyglądał w tym garniturze. Biała koszula tak cudownie odcinała się od jego brązowej skóry... - zacisnęła powieki.
   Dotknęła dłońmi zimnej szyby, a potem jeszcze oparła się o nią czołem. Jej mięśnie były napięte jak struny. Westchnęła głośno.
 - Tęsknię za jego ciemną karnacją, jego słodkim uśmiechem. On był dla mnie taki dobry, taki odpowiedni! Tęsknię za tym, jak trzymał mnie w ramionach tej wrześniowej nocy, kiedy po raz pierwszy widział jak płaczę. - Odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy. - I wiem, że to tylko pobożne życzenie, bezmyślne marzenie, ale gdybyśmy znów się kochali, przysięgam, że kochałabym go tak, jak trzeba.

Cofnęłabym się w czasie i to zmieniła, ale nie mogę
Więc jeśli twoje drzwi są zamknięte na kłódkę, zrozumiem

   Widziałem w jej oczach, że wraca do tego świata i wiedziałem, że teraz potrzebuje oparcia. Podszedłem i przytuliłem ją. Mocno wtuliła się w moją pierś i powiedziała:
 - Wieki temu schowałam swoją dumę do kieszeni i... Tak bardzo chciałabym stanąć przed nim i przeprosić za tamtą noc. Wyobrażam to sobie tak często. Tak samo często jak wracam do grudnia. Jednak za każdym razem widzę zakaz. To ja przekreśliłam wspólne życie i wiem, że teraz nie wolno mi nawet snuć planów o nim. Ale tak bardzo, bardzo żałuję, że nie rozumiałam, co miałam, gdy on był tylko mój. Tak bardzo... Tak bardzo... Bardzo... – zaczęła drżeć jak w gorączce, a ja przytuliłem ją jeszcze mocniej.

Wracam myślami do grudnia, zawracam i sprawiam, że wszystko jest w porządku
Wracam myślami do grudnia, zawracam i zmieniam zdanie

 - Ci... - szepnąłem.
   Wziąłem ją na ręce i ułożyłem na łóżku, a potem położyłem się obok niej i przytuliłem do swojej piersi. Patrzyłem jak się uspokaja i powoli, powoli zasypia.
 
 I wracam do grudnia cały czas...



-----------------------------------------------------------------------------------

Taylor Swift o piosence: „Back to December” jest pewnego rodzaju nowością dla mnie, gdyż nigdy wcześniej nie przepraszałam kogoś w piosence. Osoba, dla której napisałam tę piosenkę, zasługuje na te przeprosiny, bo była dla mnie niesamowita, idealna w związku, a ja byłam bardzo nierozważna. Więc to są słowa, które bym mu powiedziała, które zasługuje, by usłyszeć.”
"Piosenka "Back to December" to przeprosiny - w formie piosenki. Wiecie, w życiu uczysz się różnych lekcji, niektórych trudno i za późno. Ta piosenka jest właśnie o lekcji przyswojonej zbyt późno. Wtedy, kiedy zrobiłeś coś i uświadamiasz sobie, że to było złe, i że potrzebujesz powiedzieć "przepraszam". Ta piosenka to najlepszy dla mnie sposób, by to zrobić."