WIZJONERSKIE HISTORIE
Spojrzałam na zegarek. Była czwarta rano i wiedziałam, że mój sen już się skończył. Położenie się o północy jest zdecydowanie zbyt wczesną porą. Czego ja się spodziewałam? Zakryłam twarz dłońmi, zastanawiając się, którą z opcji wybrać. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam nieśpieszny prysznic i ubrałam się w jeden z obcisłych strojów do biegania. W drodze do kuchni uruchomiłam laptopa. Zrobiłam sobie kawy, a do niej dobrałam drożdżówkę z budyniem i usiadłam przy komputerze, żeby nagrać sobie playlistę na dziś. Czułam się dziwnie, nieswojo. Byłam bardziej zagubiona niż zazwyczaj i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. A intuicja podpowiadała mi, że to nie smutek koleżanki tak mnie rozbił.
Skończyłam śniadanie, zabrałam portfel (zawsze się przydaje), telefon, iPod’a i wybiegłam z domu. Świat wydawał się być rozmyty - bez sensu. Niezorganizowany, jak droga bez znaków. Robiłam wszystko, żeby skupić się na muzyce, swoim równomiernym oddechu i pracy nóg, ale nic z tego nie wychodziło. Gubiłam się w własnych myślach. Właśnie miałam usiąść na ławeczce, kiedy zobaczyłam biegnącą postać, jakieś 100m. ode mnie. Zatrzymałam się. Miał krótkie blond włosy i ubrany był na biało, a bieg był dla niego tak zwyczajnym zajęciem, jakby nic innego w życiu nie robił - bo tak właśnie było.
Czy w tym ogromnym mieście jest tylko jeden park, że znalazł się akurat tutaj? I to o jakiej porze? Jest piąta rano! - pomyślałam zirytowana. - Litości... - szepnęłam sama do siebie.
I co teraz? - zastanawiałam się intensywnie. Pewnie zaraz mnie zauważy. W takim wypadku nie wypada mi zmienić planów i po prostu uciec. Muszę zrobić to, co do mnie należy, pomyślałam kwaśno i usiadłam na ławeczce postawionej najbliżej mnie.
Widziałam jak biegnie, z tym ogromnymi, złotymi słuchawkami na uszach. Był kompletnie pochłonięty muzyką. – Farciarz - burknęłam pod nosem. Na rękach miał założone rękawiczki – zawsze lekko ubrany, a ten dodatek i tak był mu niezbędny. Były czerwone, a na swojej wewnętrznej stronie miały logo Bayern'u. To było tak zabawne, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Biegał jeszcze parę minut, ale kiedy mnie zauważył nabrał o wiele większego tempa. To sprawiło, że zaczęłam się wiercić.
- Widzę, że jesteś rannym ptaszkiem – powiedział przyjaźnie, co uznałam za powitanie.
- Tak jakby – odpowiedziałam niejasno. – Czy nie wystarczy ci bieg na dwóch treningach?
- Mam wolne i nie mogłem spać, więc jestem tu. A ty, często tu jesteś, o tej porze?
- Zazwyczaj nie. - Chyba naciągałam fakty. Chyba nawet bardzo. - Dasz zaprosić się na wczesne śniadanie?
- Zależy gdzie – odpowiedziałam, przesadnie ostrożnie.
Zamiast odpowiedzieć, tylko wyciągnął rękę w moją stronę, by pomóc mi wstać. Wtedy moje wahanie prysło jak bańka mydlana. Chwyciłam jego dłoń, wstałam i poszliśmy do połączenia kawiarenki z malutką restauracją. Rzeczywiście, idealne miejsce na śniadanie. Tyle, że ja sama też tutaj przychodzę. To miejsce jest o tyle inne, że jest o tak wczesnej porze już otwarte, a mimo to ma klientów.
Kiedy usiedliśmy przy stoliku od razu przyszła kelnerka. Wejście sławnego chłopaka musiało ją rozbudzić, bo kiedy wchodziliśmy zauważyłam, że praktycznie zasypia na ladzie. Nie rozpoznawałam jej, więc wydedukowałam, że była tutaj nowa.
- Często tu przychodzisz? - zapytałam, z ukosa przyglądając się kelnerce.
- Zawsze kiedy biegam rano, w tych okolicach.
Dokładnie takiej odpowiedzi potrzebowałam.
Przejrzałam śniadaniowe menu i wybrałam sandwicze, z herbatką z owocami cytrusowymi i guaraną, a Schweinsteiger tosty z jajecznicą i czarną herbatę.
*
Przyglądałem się jak je i mógłbym to robić nadal, ale stwierdziłem, że należałoby się odezwać.
- Smakuje ci? – palnąłem głupio. Z serii wielu pytań, które chciałem jej zadać wybrałem to najbardziej idiotyczne. Głupek.
- O nie! Dzisiaj to moja kolej na zadawanie pytań! – Śmiała się z mojej zaskoczonej miny na jej protest. Ale potem dodała: – Smakuje.
- Więc pytaj.
- Twój ulubiony dzień tygodnia?
Już otwierałem usta żeby odpowiedzieć, gdy uświadomiłem sobie, że nie wiem co. - Dobra, to mnie zaskoczyłaś! Chyba nie mam takiego dnia.
-To inaczej. Ulubiona pora dnia i ulubiony miesiąc.
- Hymm... Pora dnia to chyba wieczór, a miesiąc to czerwiec.
-To teraz trudniej, twój najlepszy przyjaciel?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Od dawna nikt mnie o to nie pytał, a i ja sam nie chciałem o tym mówić. Z drugiej strony minęło już tyle czasu… I co ci mam powiedzieć, zapytałem sam siebie.
- Powiedz mi prawdę – usłyszałem. Głos był poważny i nie pochodził z mojej głowy, a z jej ust! Ale przecież nie powiedziałem tego głośno, prawda? Spojrzałem w jej oczy. Nie płonęły z ciekawości, po prostu czekały. Czekały na szczerą odpowiedź.
– Holger Badstuber.
Dziwnie mi się wypowiadało te słowa, choć bez wątpienia były prawdziwe. Mówiąc to, przyglądałem się jej uważnie, czekałem na reakcję. Ona jednak tylko spokojnie skinęła głową, a następnie ugryzła kawałek pieczonego chleba i popiła go. Żadnego komentarza. Jednak gdy podniosła głowę jej oczy wyrażały zupełnie inne emocje. Były ciekawskie i błyszczące. A potem padły słowa, na które bez kłamstwa nie umiałem odpowiedzieć.
- Opowiedz mi o swojej dziewczynie. Jaka jest, jak długo jesteście razem? Jak się z nią rozmawia? Zawsze chciałam ją poznać, jednak nigdy nie było okazji. – To ostatnie powiedziała z głębokim smutkiem.
Byłem... zaskoczony.
- Ona jest… – Starałem się uważnie dobierać słowa, ale igranie z prawdą nie było moim atutem. – Jest bardzo wyrozumiała i… naprawdę szlachetna. – Brałem pod uwagę ostatnie wydarzenia, to chyba był najlepszy przykład jej osobowości. – Jest odważna i twarda, mimo to, często pogrąża się w świecie fantazji. Dużo czyta, a jej ulubione książki to przygody Harry’ego Potter’a. W ogóle uwielbia fantastykę. I jak, chyba, większość nieuleczalnych romantyczek - harlekiny. – Widziałem jak szeroko się uśmiecha, tak, jakby śmiała się w duchu z tego co mówię! – Co? - zapytałem zbity z tropu.
- Nic, nic. Mów dalej, proszę.
- Lubi poznawać nowych ludzi i nienawidzi zła tego świata. – Kiedy to wspominałem dopiero wtedy uświadamiałem sobie, jak bardzo będzie mi tego brakować, chociaż… Na zastanawianie się czy one są do siebie podobne czasu już nie miałem, bo to co potem powiedziała całkowicie sprowadziło mnie do pionu.
– Bardzo chciałabym ja poznać. Proszę, zrób to dla mnie i przedstaw nas sobie.
- Dobrze. – Te słowo jeszcze przez długi czas odbijały się echem w mojej głowie. A prócz nich kotłowały się w jeszcze pytania jak mogłem obiecać jej coś takiego. Przecież to nie jest wykonalne, nie kiedy my…
*
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że już powinnam być w domu i szykować się do pracy. Bastian chyba też to dostrzegł, bo poprosił o rachunek, a ja nie protestowałam tak, jak to miałam w zwyczaju, kiedy ktokolwiek chciał za mnie płacić. – Nie wszyscy mają dzisiaj wolne, jak co poniektórzy. – Pytanie o to, czy ma dzisiaj trening, było jednym z wielu, które mu zadałam podczas naszego wspólnego śniadania.
- To może cię odwiozę skoro i tak nie mam teraz nic innego do roboty.
- Dobrze, skoro tak chcesz.
- To zróbmy tak: pobiegasz tu sobie jeszcze, a ja pobiegnę po samochód. A potem zawiozę cię do domu, żebyś się mogła przygotować, ok?
- Jasne - powiedziałam i zaczęłam biec, machając mu jeszcze na pożegnanie.
Wpuściłam go do środka. Rozglądał się uważnie po przedpokoju, wiec odebrałam to jako zainteresowanie wystrojem wnętrza.
- Chcesz się czegoś napić? Kawy, herbaty, soku, wody, może mleka?
- Sok wystarczy. Jeśli masz pomarańczowy, to ten możesz dać.
Jak sobie życzył przyniosłam mu sok pomarańczowy w wysokiej, przeźroczystej szklance i uprzedziłam, że teraz muszę go zostawić, na jakieś pół godziny. Prysznic rano to nie był najmądrzejszy pomysł – zważywszy na okoliczności, że musiałam go teraz powtarzać, ale było minęło. Ubrałam się na czarno – z wierzchu, bo z pod sweterka wychodził mi biały kołnierzyk. Do tego czarne okulary, włosy jak zwykle związane w dwa, tak samo luźne kucyki, teczka do ręki, kilka elektronicznych urządzeń, torebka i zeszłam na dół do piłkarza – oglądał zdjęcia na półkach.
- Fotografujesz?
- Trochę – przyznałam.
- Dekoratorstwem wnętrz też się interesujesz?
- Moja koleżanka jest dekoratorką wnętrz, druga natomiast ogrodów. Ale częściowo to moje pomysły. Mimo wszystko zbyt wielu tych pokoi, w moim domku nie wiedziałeś. – Wypomniałam mu. – Idziemy?
- No pewnie.
Przyzwyczaiłam się do tego wożenia już tak bardzo, że teraz ten kawałek, który musiałabym przejść do przystanku, byłby straszliwą męczarnią.
- Nad czym teraz pracujesz? – zapytał znienacka, kiedy już byliśmy w drodze.
Uśmiechnęłam się przebiegle i powiedziałam:
- Pracuję nad specjalnym zamówieniem J.K. Rowling.
- Co? - wydukał zaskoczony. - Myślałem, że ona, na razie, nic nie pisze.
- Bo nie. – Osiągnęłam zamierzony efekt zaskoczenia i bardzo mi uśmiechając się z wyższością, kontynuowałam: – Kiedyś, kiedy była w kawiarni zobaczyła szesnastoletnią dziewczynę, która zawzięcie skrobała po serwetce. Dobrze wiedziała jak to jest, a ponieważ miała dużo czasu, przysiadła się do stolika. Wyobraź sobie zaskoczenie tej młodej damy, kiedy obok niej usiadła jej idolka, jej „mentorka”, a w dodatku jedna z najsławniejszych pisarek na świecie i zapytała: „Co piszesz?”. Odpowiedziała jej, że to fan-fiction jednego z jej bohaterów. Rowling przeczytała początek, poprosiła o więcej - spodobało jej się i zapragnęła żeby wydania tej historii.
- Jej – pokręcił głową z niedowierzaniem. - To trochę jak gwiazdaka z z nieba, prawda?
Przytaknęłam.
- A co to ma wspólnego z tobą? No bo ona ma wydawnictwo z którym pracuje, prawda?
- Prawda. Ale ona chce, żeby ta dziewczyna zrobiła karierę, z tym co wymyśliła. Ale nie taką, jaką by miała, gdyby to wrzuciła na bloga i ktoś przypadkiem ty to znalazł i przeczytał do końca. Jo uważa, że ona naprawdę zasługuje na sławę. I to właśnie sprowadza się do mnie. I do mojej rzekomej opinii, że robię z ludzi gwiazdy – prychnełam.
- To wiele wyjaśnia – wtrącił się. – Chwileczkę, wy jesteście już na „ty”??
Tak. Poznałyśmy się, kiedy tutaj przyjechała. Niestety bez autorki. – Zrobiłam grymas na to wspomnienie, bardzo chciałam ją wtedy poznać. – W każdym razie przeczytałam, spodobało mi się i postanowiłam nad tym po pracować. W pewnym sensie to dla mnie duże wyzwanie, ale też świetna zabawa. –Uśmiechnęłam się szeroko. – Chcesz przeczytać? Prawie skończyłam, wiec mogę dać ci popołudniu kopię.
- Bardzo chętnie, ale czy to nie jest „tajne przez poufne”?
- No chyba nikomu nie powiesz, co??– Samochód stanął, wiec posłałam mu ostatni uśmiech na pożegnanie i wyszłam z czarnego Audi.
- To mam już gotowe. – Mruknęłam sama do siebie kiedy skończyłam ostatni rozdział. Nacisnęłam drukuj i spojrzałam na zegarek. Była 15.55 więc zaczęłam się zbierać do wyjścia. Kartki z opowiadaniem wsadziłam do białej teczki, a ją do mojej firmowej czarnej torby.
Kiedy wchodziłam samochód już czekał. Zaczęliśmy rozmawiać o minionym dniu. Powiedział, że wcale nie leniuchował, tylko załatwiał jakieś sprawy dotyczące domu. Nie byłam jednak pewna o co mud odkładnie chodzi, gdyż był bardziej tajemniczy niż zwykle – a nie do tego mnie przyzwyczaił. Wychodząc z samochodu wyciągnęłam teczkę i podałam ją piłkarzowi. Uśmiechnął się i odjechał.
*
Na siedzeniu obok mnie leżała biała teczka, ze srebrnym emblematem, a na nim literki: BB. Najchętniej od razu, przeczytałbym wszystko co jej się podoba, ale nie miałem na to czasu. Zachciało mi się kupować nowy dom i teraz musiałem załatwiać wiele spraw. Mimo to, głównie chodziło o moją pustą lodówkę. Potrzebne mi były porządne zakupy. Efekt był taki, że spędziłem w centrum handlowym niemal trzy godziny! Zapewne dlatego, że zszedłem z artykułów spożywczych, na inne działy.
Położyłem się do łóżka i wyjąłem kartki z teczki. Była 20.05. Zbyt wiele to ja nie przeczytałem , pomyślałem kwaśno. Wady chodzenia spać o 21. Ale skoro to jest krótkie, to będę to przeciągał. Spojrzałem na pierwszą kartkę, a tam:
„Katharina Feel
„W poszukiwaniu samego siebie.”
Na podstawie powieści J.K.Rowling „Harry Potter”
Rozdział I: Zjawa
Było już grubo po północy, gdy blond włosy chłopiec siedział w półmroku świec na schodach, jednego z korytarzy ogromnego zamku. Twarz miał ukrytą w dłoniach, więc trudno było stwierdzić czy płakał, czy też nie. Mimo to, nie wydawał żadnego dźwięku. Zapewne nikt w szkole nie zobaczyłby go w takiej sytuacji i w takim miejscu, zwłaszcza jeśli jest tyle zakamarków, w których można było się ukryć. Ale on był przekonany, że jest sam. Fakt mogły latać duchy, ale ponoć wszystkie poszły na jakąś imprezę do Krwawego Barona. Nauczycieli i Filch'a też nie było, więc kiedy już naprawdę nie wiedział co ze sobą zrobić, po prostu tu usiadł. I siedziałby tak dalej, z twarzą zasłonięta przed światem, jakby się jej wstydził, kiedy usłyszał głos. Damski głos:- Może spróbuj pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę.
Ślizgon natychmiast wstał i wycelował różdżką w postać. Jednak im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej opuszczał magiczny patyk, aż w końcu usiadł z powrotem na schody, a różdżkę trzymał w opuszczonej dłoni. Nie spuszczał wzroku z postaci – na oko mogła mieć z szesnaście lat. Miała bardzo delikatną i bardzo jasną cerę, ciemnoczerwone usta, ogromne, ciemne oczy, otoczone wachlarzem rzęs. A jej krótkie, kruczoczarne włosy odstawały w różnych kierunkach. Była ubrana po mugolsku - w zwiewną, biała tunikę na ramiączkach, jasne, dżinsowe rybaczki i mieniące się, srebrne balerinki. Przez ramię była przewieszona mała torebeczka na długim pasku. Stała oparta rękami o najbliższą ścianę i przyglądała mu się uważnie. W końcu ruszyła się z miejsca i usiadła obok chłopaka.
- Jesteś Draco Malfoy, prawda?
Chłopiec kiwnął głową na znak, że ma rację. Jednak później zapytał:
- Skąd wiesz jak się nazywam? Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam. Zapamiętałbym. – Draco sam dziwił się, że to mówi, ale taka byłą prawda. Wyglądała tak odmiennie, że nie sposób było jej nie dostrzec i zapamiętać.
- Och, chyba każdy tutaj wie kim jesteś. A ja jestem tu od niedawna, ale nie chodzę na zajęcia. – Przez cały czas szeroko się uśmiechała. Miała idealnie prosty zgryz. – Wiem też, kim jest Harry Potter i domyślam się, że to przez niego tu tkwisz, w środku nocy.
Czarodziej słysząc to zacisnął usta w cienką linię.
- Co ty możesz wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz! Nienawidzę Potter’a! – krzyczał, choć w miarę cicho, żeby nie wydać ich obecności, a w jego oczach był jakiś szalony błysk. Za to dziewczyna była spokojna. Niewzruszona jego atakiem. Jednak trochę zmartwiona. W końcu westchnęła cicho i powiedziała:
- Możemy bawić się w kłamstwa, ale naszej rozmowy to donikąd nie zaprowadzi.
Draco był wyraźnie zbity z tropu.
- Skąd możesz wiedzieć, co myślę? Nie możesz używać na mnie legimencji!
- Ja wcale jej nie używam. Wiem co myślisz, bo bardzo łatwo z ciebie czytać. Kiedyś byłeś bardziej skryty, prawda? Kiedyś nienawidziłeś Potter’a, a teraz za tą nienawiść, nienawidzisz samego siebie. Brakuje ci kogoś z kim mógłbyś porozmawiać, prawda? Severus Snape już nie żyje, choć on i tak, by ci nie pomógł, bo „nienawidził” Harry’ego tak samo jak ty.
Blondyn chciał coś powiedzieć, ale z drugiej strony chciał słuchać tego co mówi, bo wiedział, że wcale nie chciała mu dokuczyć. Chciała mu pomóc. Nie odzywał się więc, tylko uważnie słuchając wpatrywał się w te ogromne oczy.
- Może spróbuj być dla niego mniej złośliwy. Nie musisz od razu z nim rozmawiać, tylko mu nie docinaj. Resztę zrobi on.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem! – niemal zapiszczała, słysząc nadzieję w jego głosie. Uśmiech pojawił się na jej alabastrowej twarzy. – On nie chce mieć wrogów. Nawet ci współczuł. Jednak musisz pamiętać, że nie da sobą pomiatać. A tym bardziej swoimi przyjaciółmi.
Ślizgon zrozumiał to tak, jakby miała na czole wypisane „Granger”. Mimo to, pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Ja rozumiem, że to dla ciebie trudne. Zawsze byłeś uczony, że czarodzieje z rodziny mugoli są gorszej jakości, ba! Że w ogóle nie powinno ich tu być. Ale to nie prawda. Musisz się tego nauczyć.
Dziewczyna wstała i zaczęła odchodzić.
- Zaczekaj! – zawołał za nią.– Jak ci na imię?
Odwróciła się, spojrzała mu głęboko w oczy i powiedziała:
- Alice.
Draco widział jak się odwraca, grzebie w torebeczce, a potem wyciąga długi, piękny płaszcz, okrywa się nim i znika. Dosłownie.
Rozdział II: Światło
Draco Malfoy siedział na schodach jeszcze jakiś czas, przetrawiając to, co usłyszał. Wydawało mu się, że to był sen. Że nigdy nie spotkał tej dziwnej, niezwykłej dziewczyny. Choć w ogóle nie spał tej nocy nawet nie był zmęczony. Nie wiedział tylko gdzie się podziać, a nie chciał iść do dormitorium. Przypomniało mu się jednak co pisała jego matka w ostatnim liście. Napisała, że 14 września, około 2 w nocy, obok księżyca w pełni, będzie gwiazda o jej imieniu. Jej gwiazda.
Wyszedł na wieżę astronomiczną, a tam zobaczył jakąś drobna postać. Leżała na stercie kolorowych poduszek.- Nadal nie możesz zasnąć? – odezwała się.
Stracił dech. Znał ten głos. Należał do Alice.
- Co tutaj robisz? – zapytał kładąc się obok niej.
- Patrzę w gwiazdy. Często to robię. Znasz tę gwiazdę? – wskazała na wyjątkowo jasną, od lewej strony najbliższą złotej, księżycowej kuli. – Nazywa się Narcyza. Widać ją tylko podczas pełni.
Młody Malfoy postanowił nie komentować tego, co przed chwilą usłyszał, gdyż nie miał pojęcia co mógłby sensownego powiedzieć. Był w zbyt wielkim szoku. Za to zapytał o co innego, choć sam dziwił się swoja troską.
- Nie ma ci zimno? Jesteś tak lekko ubrana.
- Ani trochę – odpowiedziała wesoło, odwracając głowę w jego stronę i uśmiechając się lekko. – Dobrze mi tak, jak jest.
- Co tutaj robisz?
Dziewczyna zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią. Dobierała słowa. – Profesor McGonagall jest moją ciocią. – Zrobiła pauzę przyglądając się blondynowi uważnie, a kiedy podjęła wypowiedź jej głos był odrobinę smutniejszy niż poprzednio. – Kiedy byłam tu ostatnio Albus Dumbledore powiedział mi, że mam tutaj wrócić, kiedy świat czarodziejów będzie znowu bezpieczny. Byłeś wtedy w trzeciej klasie i wracałeś do domu na wakacje. – Malfoy uniósł brwi do góry, ale tego nie skomentował. A ona kontynuowała: – Powiedział, że mam tutaj wrócić, żeby odnaleźć swoje magiczne zdolności.
- „Odnaleźć swoje magiczne zdolności?” - zacytował. - Jak? Przecież albo się je ma, albo nie.
Alice widziała jego zaskoczona minę i mówiła dalej:
- Moja babcia i dziadek byli czarodziejami. Mieli dwie córki: Minerwę i Zuzannę. – Podniosła się i usiadła po turecku naprzeciw chłopaka, on zrobił tak samo. Nie patrzała jednak już na niego, opuściła głowę. – Jednak moja mama poślubiła mugola, zaś ona sama jest charłaczką. Więc, w sumie… jestem szlamą. – Powiedziała i podniosła głowę, a wzroku utkwiła w jego oczach.
Draco Malfoy poczuł się jakby dostał w twarz. Po raz pierwszy poczuł się jakby miał prawdziwego przyjaciela i nagle słyszy, że ta przyjaźń jest niezgodna ze wszystkim, co przez całe życie wyznawał. Usłyszał od najdziwniejszej dziewczyny jaką poznał, a która teraz tak uważnie się w niego wpatrywała, że powinien nazywać ją „szlamą”. Mimo to spojrzał w te wielkie, brązowe oczy i zapytał:
- Skoro nie masz magicznych mocy, to dlaczego masz ich szukać?
- Bo podobno, wokół mnie mają miejsce różne, dziwne zdarzenia. Pamiętam, że kiedy zdenerwowałam się na przyjęciu, które wydawali moje rodzice, nagle potłukły się wszystkie kieliszki. Zupełnie bez powodu. Ja uważam, że po prostu ktoś popchnął stół, na którym były ustawione. Był też taki, że pewnego dnia, kiedy źle się czułam i zeszłam do kuchni po aspirynę, nagle otwarły się wszystkie szafki i powypada z nich cała zawartość. Niby przeze mnie, choć wtedy było mini trzęsienie ziemi. Podobno ciągle się dzieje coś, wykraczającego poza normę, kiedy ja jestem w pobliżu. Pomyślisz, że to głupie dowody – ja też tak uważam. – Spojrzała na niego znacząco, a potem mówiła dalej. – Jednak… Podobno potrafię zmieniać pogodę.
- Zmieniać pogodę? Jak?
- Wpływać na nią. Samą siłą woli. Hymm… – Zaczęła rozglądać się po niebie. Natrafiła na chmurę, która zakrywała księżyc. A potem wyciągnęła rękę w górę i wyprostowała palce skierowane w stronę księżyca. Zaczęła ją naprężać jakby używała siły i lekko obracała dłonią. A w kilka sekund później chmura zaczęła się cofać. Wracać na miejsce, z którego przyfrunęła, ukazując księżyc w pełni.
Draco zamrugał trzykrotnie patrząc na to osobliwe zjawisko. Kiedy przeniósł z powrotem wzrok na towarzyszkę, ta siedziała już normalnie. Tylko głowę miała zwróconą w inną stronę. Patrzyła na ciemne jezioro majaczące w dole.
- Kiedyś, w dzieciństwie, tak się bawiłam. Zawsze myślałam, że to przypadek, zbieg okoliczności. Ze wiatr w danym momencie np. przestaje wiać. Inni tego za przypadki nie wzięli. Ale… – zawahała się, – ostatnio wydarzyła się jeszcze jedna sytuacja. Wracałam z koleżankami z kina. Moja wina, mój błąd, bo zachciało mi się spaceru o północy, w ciepłą, letnią noc. W każdym razie, kiedy już byłam na przedostatniej prostej do mojego domu, napadł na mnie jakiś mężczyzna. – Draco od razu domyślił się o co chodziło, jednak nic nie powiedział. Słuchał dalej tego co mówiła. – Kiedy próbowałam się uwolnić rozległ się straszliwy huk i błysk. To była błyskawica, jej uderzenie trafiło w lampę, która zwaliła się pomiędzy mnie, a mojego napastnika. Nic nam się nie stało, bo rozdzieliliśmy się w momencie grzmotu, ale to sprawiło, że facet uciekł, a ja bezpiecznie wróciłam do domu. Na początku byłam w ogromnym szoku, ale potem przestało mnie dziwić to zjawisko, więc… Więc zgodziłam się tutaj przyjechać i oto jestem.
Malfoy nie wiedział co ma powiedzieć. Mogła być jak Granger, albo jak on. Ale nie, ona jest zupełnie inna.
- Próbowałaś kiedyś wywołać taką błyskawicę?
- Nie. Jednak doszłam do tego, że muszą mną targać naprawdę silne emocje. Więc trzeba by mnie sprowokować. – Zrobiła chwilową pauzę. – Sprowokuj mnie – powiedziała z determinacją.
Kiedyś Draco zaczął by gadać o czystości krwi, teraz jednak wiedział, że równie dobrze mógłby się nie odzywać w ogóle, bo ją by to wcale nie ruszyło. Jednak wydawało mu się, że lubi jego towarzystwo, więc może…
- Mam dość. Idę spać – powiedział udając złość. Wstał i skierował się ku drzwiom. – Jak twoje zdolności okażą się mieć jakieś znaczenie, to daj znać.
Ślizgon już otwierał drzwi, jednak patrzył w jej kierunku, więc wszystko dokładnie widział, kiedy nagle rozległ się ogromy huk. Ona stała parę metrów od niego, z gracją baletnicy, jedną rękę miała oparta na piersi, a drugą spuszczoną wzdłuż ciała i mocno zaciśnięte pięści. Ale tu chodziło o niebo. Najpierw niesamowity huk, a potem oślepiający błysk. A na niebie ogromna błyskawica. Jej siła w zderzeniu z ziemią musiałaby być ogromna, gdyby rzeczywiście w ziemię miała uderzyć. A las? Na pewno spłonąłby cały, w odległości kilku mil od zamku. Jednak był tylko grzmot i błysk, a potem cisza przerywana ich oddechami.
- Tu mnie masz – odpowiedziała, a Malfoy tylko skinął głową i znowu poszli usiąść.
Długo to trwało. jednak blondyn w końcu wiedział o co zapytać:
- Więc... ty nie chciałaś tu przyjechać? Nie chciałaś być czarownicą?
- Chyba każda dziewczynka marzy o tym, żeby umieć czarować. Ja, po prostu, nigdy nie wierzyłam, że rzeczywiście potrafię. Czekałam jedenaście lat na list z Hogwartu i nic się nie wydarzyło. Potem przestało mi zależeć. – Nagle zmieniła temat. Zupełnie znienacka, tak, że chłopak nawet nie zdążył do końca przetrawić tego, co wcześniej mówiła. – Powiedz mi, jak to jest chcieć zabić? Jak to jest być śmierciożercą?
- Nie wiem – odpowiedział tak szybko, że nawet nie zdążył zastanowić się nad tym co mówi i, że może to zabrzmieć jak kłamstwo. Chociaż kłamstwem wcale nie było. Ten słynny Malfoy, nigdy nie chciał być śmierciożercą i nigdy nie chciał zabić, nawet wtedy, kiedy musiał.
- Pokaż mi swoje lewe przedramię – poprosiła.
Chłopak zgiął daną rękę i przycisnął ją mocno do piersi. - Nie – powiedział twardo.
- Proszę - szepnęła błagalnie.
Spoglądała na niego swoimi ogromnymi oczami, tak błagalnym wzrokiem, że to tylko potęgowało efekt jej słów. W końcu odsłonił lewe przedramię wzdychając ciężko. Ona jednak bardzo delikatnie chwyciła jego rękę w obie dłonie. Lewą trzymała od spodu, a prawą dotknęła Mrocznego Znaku. Zamknęła oczy i wyszeptała:
- Proszę, zniknij.
W tamtej chwili zdarzyło się coś, czego na pewno, nie spodziewała się żadna osoba wiedząca o takim tatuażu, jego nosiciel, a zwłaszcza jego twórca. Z ręki dziewczyny zaczęło wydobywać się białe światło. Ono jakby wchłaniało znak, wydzielając przyjemne ciepło. Młody śmierciożerca, przyglądał się temu zjawisku szeroko otwartymi oczami, tak, żeby nie pominąć żadnego szczegółu.
Kiedy czarodziejka podniosła głowę, chłopak ujrzał szczęście na jej twarzy, więc wykrztusił:
- Ale jak?
- Po prostu. Chciałam, żeby to znikło. I sama wiedziałam co potem zrobić. Teraz chyba wiem, o co wtedy chodziło Dumbledore’owi. Mówiąc szukaj magii, miał na myśli, że miałam znaleźć osobę, która we mnie tą magię rozbudzi.
Kiedy wypowiedziała te słowa wpadła na szaleńczy pomysł. Ale zawsze była szalona i nieprzewidywalna. Gwałtownie wstała i stanęła na skraju wieży. Jeszcze krok i spadłaby w przepaść. Malfoy podbiegł do niej.
- Co ty robisz? Zwariowałaś?
- Nic mi się nie stanie. Tylko przez cały czas patrz mi w oczy, dobrze? Jeśli to będziesz robić, obiecuję ci, że nic mi się nie stanie.
- Chyba sobie żartujesz! Co ty chcesz zrobić? - był przerażony!
- Zaufaj mi. – Spojrzała na niego tym szczerym spojrzeniem, a on tylko westchnął poddając się i podszedł bliżej.
- Pamiętaj! Nie odwracaj wzroku – powiedziała, zrobiła krok w tył, odchyliła się i zaczęła spadać."
Postać Alice wiąże się z postacią Ani!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz