niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział III

ROZMOWA 


   Wziąłem swojego laptopa do ręki i wpisałem w wyszukiwarkę: www.bayerische-bucher.de Wyskoczyła profesjonalnie zrobiona strona, której wygląd był bardzo zachęcający. A tam, w największym oknie Anna, z (tu miejsce na szok) panią kanclerz, Angelą Merkel. Kliknąłem w okienko, żeby dowiedzieć się czegoś więcej i zobaczyłem artykuł na dwie strony i obszerną galerię. Jakoś nie mogłem się powstrzymać i zacząłem od zdjęć. Wygadała na nich tak ślicznie...
   Nagle usłyszałem dźwięk SMSa, był od Sarah. „Spotkamy się dzisiaj?” Odpisałem, że nie mogę i wróciłem do artykułu. Więcej już nie napisała.
   Czytając artykuł doznałem kolejnego szoku. Dwa razy usłyszałem, że jest Polką i było to dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Nie mieszkała tu długo. A teraz się dowiaduję, że ona z prawnego punktu widzenia jest i Niemką. Na obywatelstwo zazwyczaj czeka się kilka lat, a przyśpiesza je zazwyczaj jakieś szczególne wydarzenie. A ona niby tylko pracuje przy książkach, które mają trafić do druku. Chciałem przeczytać więcej, ale spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że muszę już wychodzić z domu.

*

   Obudziłam się z uczuciem, że to będzie bardzo dobry dzień, jednak nie dla kogoś z kim jestem w jakiś sposób powiązana i to bardzo mi się nie spodobało. Nie przejmowałam się tym jednak – będzie co ma być. Martwienie się na zapas nie ma sensu.
   Była dopiero 7 więc wzięłam gorącą kąpiel. Uwielbiam wysokie temperatury, a tu mi go trochę brakowało. Monachium nie jest wysoko w górach, o ile w ogóle można powiedzieć, że jest w górach, to jednak górski wiatr zimą robił swoje. Ale przyzwyczaiłam się. Chociaż w łazience było bardzo parno (w moim domku zawsze
jest na tyle ciepło, żeby nie trzeba było nosić swetrów) i powinnam się tym rozkoszować, to zastanawiałam się nad tym jak spędzę zimę. Brzmi to trochę tak jakbym była jakimś leśnym zwierzątkiem, które się martwi czy mu  starczy zapasów do końca zimowej pory! Chciałabym jednak, w końcu, nauczyć się jeździć na nartach, bo ograniczam się tylko do snowboardu. Tylko kwestia spędzenia tego czasy samotnie wydała mi przygnębiająca.
   Dlaczego?
   Może zaproszę brata do siebie? Krzyś powinien się ucieszyć, oni tak rzadko tu bywają... Do Polski nie ma co wracać.
   Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście dziewiąta. Ubrałam się, założyłam soczewki kontaktowe i wykonałam resztę niezbędnych czynności. Będąc nastolatką nosiłam takie kontakty, które przyciemniały moje tęczówki na ciemny brąz – kolor jaki zawsze chciałam mieć, ale teraz mam tak naturalnie. Lub nie naturalinie, zaleznie od tego z jakiego punktu widzenia na to spojrzymy.
   Zaparzyłam sobie zielonej herbaty i zjadłam jabłuszko. Chyba to trochę dziwne połączenie, może nawet nie zdrowe, ale w pracy zawsze potem pije kawę i zjadam świeżutką bułeczkę z Nutellą. Usmiechnęłam się na myśl o niej. Nutella - moje specjalnie zamówienie. Czasami mi się wydaję, że za dużo tam mogę. Nie. Ja naprawdę mogę tam zbyt wiele i dobrze o tym wiem.
   Pozbierałam się i wyszłam z domu. Później niż zwykle, bo intuicja mi podpowiadała, że komunikacja miejska nie będzie mi potrzebna. I nie pomyliłam się. Stał tam oparty o swój samochód, ale był odwrócony. Oglądał się za jakimiś dziećmi, które szły, z plecakami do szkoły, pogrążone w jakiejś niesłychanie ważnej rozmowie. Ach tak! Autografy! Gdy taka gwiazda się pojawiła, żaden fan sobie nie odpuści.
 - Widzę, że fani cię już namierzyli – powiedziałam na powitanie, uśmiechając się szeroko.
   Dopiero wtedy się odwrócił i mnie zauważył. W ręce miał długopis.
 - A co, ty też chcesz? – uśmiechnął się i otworzył drzwi.
 - Myślę, że się spróbuję żyć bez takiego skarbu. – Parsknął śmiechem, w odpowiedzi. - Dzisiaj też chcesz mnie odwieźć do domu? - zapytałam, starając się aby nie odebrał tego jako nietakt.
 - Tak, a co? Masz inne plany?
 - Chcę odwiedzić centrum handlowe.
 - Jesteś tam z kimś umówiona?
 - Nie. Po prostu muszę kupić parę rzeczy.
 - W takim razie tam cię zawiozę. – Kiedy skończył mówić spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. A potem odpalił samochód.

*

 - Anna, to takie typowo polskie imię, prawda? – zapytałem w zamyśleniu.
 - Według statystyk... A dlaczego pytasz? – zapytała lekko zaskoczona moim stwierdzeniem.
 - Tak po prostu, z ciekawości. A twoje obywatelstwo, jak to się stało, że tak szybko je dostałaś?
 - Teraz to już naprawdę jestem zdziwiona. To twoje źródło informacji, to prywatny detektyw? Ale masz rację mam niemieckie obywatelstwo. Najwidoczniej uznano, że przynoszę honory państwu. Zapewne dlatego, że każda książka, którą wezmę do ręki staje się ogólnoświatowym bestsellerem. Najwidoczniej trzeba było to jakoś nagrodzić.
   Kiedy mówiła o bestsellerach wydawała się kompletnie nie poruszona faktem, jakie sukcesy odnosi. Jakby miała gdzieś, że jest tak dobra w tym co robi. Przyjrzałem jej się dokładnie i wyglądała na kogoś, kto bardzo chce coś z siebie wydusić, ale jednak się powstrzymuje. W końcu przemogła się i powiedziała:
 - Dlaczego to akurat ze mnie robią sławę? Przecież to autorzy tych książek, są tymi, którzy zasługują na chwałę. Ja Jestem tylko pośrednikiem, a traktują mnie jak gwiazdę. Nie chcę tego, nigdy tego nie chciałam – dodała smutno.
 - Nie chcesz być sławna? To w wielu przypadkach przecież pomaga.
 - Nie w taki sposób – powiedziała zagadkowo i zapatrzyła się w niebo za oknem. Nie na długo jednak, gdyż dowiozłem ją miejsce i musiała wysiadać. Pożegnaliśmy się, a ja czekałem w samochodzie parę chwil. Musiałem dać sekretarce to, co obiecałem.
 - Dzień dobry – powiedziałem kiedy wszedłem do pomieszczenie i stanąłem przy kontuarze. Wyciągnąłem rękę i pokazałem jej cztery bilety i dwa zdjęcia z autografami całej drużyny. Kobieta wyglądała jakby nie bardzo mogła uwierzyć, że rzeczywiście je przyniosłem. Uśmiechnąłem się tylko i wyszedłem.
   Mój trening wyglądał dziś o wiele lepiej. Dalej myślałem o Ani, ale moja uwaga stała się bardziej podzielna, więc nie doprowadzałem trenera do szału, bo wiedziałem co się do mnie mówi - w większości wypadków. Mimo wszystko to był bardzo pracowity dzień i czas na rozmowę był dopiero, kiedy wychodziliśmy z ośrodka.
 - Dlaczego ostatnio jesteś tak roztargniony? – Usłyszałem to nagle i skojarzyłem głos z Tonim. Zaraz potem go zobaczyłem, miał dziwna minę. Trochę zawadiacką, a jednak trochę zmartwiona. – Gdybym cię nie znał pomyślałbym, że jesteś zakochany! – Powiedział i wywrócił oczami.
   Mnie jakoś do śmiechu wcale nie było. Nie chciałem mu mówić o brązowowłosej dziewczynie, a musiałem jakoś wybrnąć z sytuacji.
 - Nie mam pojęcia. – Nigdy nie lubiłem kłamać, a jednak teraz było mi to potrzebne. – Ale już jest ok, prawda?
Poza tym jutro mamy wolne, dobrze je wykorzystam i stanę na nogi. Pasuje?
   Przytknął i lekko pchnął mnie pięścią na pożegnanie. – A przy okazji – dodał. - Czemu ostatnio jeździsz swoim autem, a nie służbowym?
   To grząski grunt kolego! – Bo mam parę spraw do pozałatwiania na mieście. Na razie! – zakończyłem i zirytowany wsiadłem do samochodu.

   Kiedy wysiadłem razem z nią, przed centrum handlowym, była ździebko zaskoczona.
 - A ty gdzie się wybierasz?
 - Zabieram cię na kawę. Po twoich zakupach, oczywiście. Coś ci w tym nie pasuje?
 - Na przykład to, że moje zakupy mogą trochę potrwać, a nie chcę, żebyś na mnie czekał.
 - Ale ja mam naprawdę masę czasu i chcę ci towarzyszyć. No już! Nie marudź, tylko prowadź!
   Jeżeli obejście pięciu sklepów w 15 minut i w każdym kupienie przynajmniej kilku drobiazgów było długimi zakupami, to ja jestem niepowżany! Strasznie protestowała kiedy chciałem za nią zapłacić i zrobiła mi potem wielką awanturę, że nikt – a zwłaszcza ja – nie musi za nią płacić. W każdym razie wyszło na jej i za nic nie płaciłem. Kiedy awantura się skończyła, powiedziała, że musi kupić jakąś sukienkę, więc może, właśnie to ma jej zająć tak wiele czasu.
   Weszła do Dolce & Gabbana. Byłem nawet zdziwiony, bo jak długo jestem z Sarah tak nigdy nie widziałem, żeby coś kupowała w tych sklepach. Fakt. Na każdej imprezie na jakiej była miała sukienkę jednego z tych projektantów, ale ona raczej była reklamą, a nie klientem.
   Podeszła do sprzedawczyni i zaczęły rozmawiać. Chyba były koleżankami, bo nie była to zwyczajna rozmowa ekspedientki z klientką.
 - Masz tę sukienkę? - Usłyszałem, po chwili.
 - No pewnie! - powiedziała i zniknęła za ścianą. Kiedy wróciła niosła gruby i długi pokrowiec. Położyła go na ladzie i powiedziała. - Przyszła tydzień przed czasem. Ale pomyślałam, że przyjdziesz tak jak się umówiłyśmy i nie dzwoniłam po ciebie. I jak widzę dobrze zrobiłam. – Po tych słowach obrzuciła mnie długim spojrzeniem, i skierowała wzrok na moją towarzyszkę.
   Anna chyba wiedziała o co chodzi i co znaczyło to spojrzenie, bo jasno powiedziała jak dla niej sprawa stoi. – On? Proszę cię! – żachnęła się. – On ma dziewczynę i na pewno dobrze o tym wiesz. To tylko mój kolega. – To ostatnie wypowiedziała, że straszną emfazą.
   Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, moje myśli kompletnie straciły jakikolwiek tor. Redaktorka mnie uratowała, bo poprosiła o pokazanie sukienki wiec miałem się na czym kupić. Kiedy rozpięła zamek ujrzałem piękną, długą suknię z gorsetem. Nie znałem się na tym, więc słowami nie potrafiłem jej opisać.




Za to potrafiłem wyobrazić sobie jak ona będzie w niej wyglądać i zrobiło mi się stanowczo za gorąco.
 - Jest idealna. Dokładnie taka jak miała być. Teraz ją tylko przymierzę, dobrze?
 - Oczywiście i tak jest twoja! Chodź, pomogę ci. – Zniknęły razem z sukienką.
   Usiadłem na  kanapie i zacząłem przeglądać katalog. Jej sukienki nie znalazłem, choć inne w sklepie widziałem. Kiedy weszła Nicole – tak sugerował identyfikator – zapytałem:
 - Czy ta sukienka... Dlaczego jej nie ma w katalogu?
 - Bo ona jest zaprojektowana na jej specjalne zamówienie.
 - Czy to znaczy, że nikt inny takiej nie ma?
 - Nie. – Usłyszałem to za plecami. Zobaczyłem Annę ale w swoim ubraniu, a nie w sukni i bardzo się zawiodłem. Chociaż to może i lepiej... Nie jednak nie. Chciałem ją w tym zobaczyć. – Ta suknie tylko częściowo jest zaprojektowana przez mnie. Większość jest szyta na podstawie oryginału, ale są tam poprawki, które ja wstawiłam. - zakończyła, a ja zauważyłem że otwiera torebkę i wyciąga kartę płatniczą.
   Hola! Hola! Nie tym razem. Zanim zdarzyła cokolwiek powiedzieć, zrobić lub w jakikolwiek inny sposób zareagować podałem ekspedientce swoją kartę, po czy odwróciłem się od zaskoczonej dziewczyny i przeniosłem wzrok do zdenerwowanej koleżanki. – Teraz się chyba kłócić nie będziesz. Tak w pustym sklepie, gdzie tak dobrze rozchodzi się dźwięk.
 - Proszę wybrać PIN i zatwierdzić zielonym. – zaświergotała dziewczyna za ladą. Ja z uśmiechem na ustach wprowadziłem cyfry i patrząc na właścicielkę sukienki wcisnąłem zielony.
 - Zabiję cię Schweinsteiger! Słowo daję, zrobię ci krzywdę! – wyglądała uroczo kiedy się złościła, wiec uśmiechnąłem się, a odbierając paragon i sukienkę puściłem Nicole perskie oczko. – Dziękuję. – Powiedziałem i zabierając rzeczy wyszedłem ze sklepu. Ania, zła jak osa, poczłapała za mną, o ile jej perfekcyjny krok można tak określić. – No weź! Przestań się złościć. Co ci się w tym tak nie podoba?
 - Że traktujesz mnie jak kogoś niższej klasy, bo nie zarabiam 150tys funtów tygodniowo!
 - Czyżby nasze źródełka działały w obie strony? - zapytałem sprytnie. - Mimo to ja wcale tyle nie zarabiam.
 - Ale będziesz - zripostowała.
 - Wcale cię tak nie traktuję – zaprzeczyłem poważnie. -  To, że chciałaś zapłacić za tą sukienkę mnie naprawdę zdziwiło. Zwłaszcza, że masz takie kontakty z tym projektantem. Ja tylko chciałam sprawić ci przyjemność. – Chwyciłem ją za brodę i uniosłem jej zatroskana twarz. Spojrzałem w oczy. – Nie gniewaj się. Proszę.
 - No dobrze – mruknęła. - To nawet było trochę zabawne. To co z ta kawą, bo już się doczekać nie mogę. – Kiedy to powiedziała uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy zaczęły migotać.
 - To chodźmy. – Objąłem ją i poprowadziłem w właściwym kierunku.
   Kiedy tylko usiedliśmy od razu pojawiła się kelnerka i zaczęła do mnie świergotać. Typowe. Ale to dobrze, bo nie musieliśmy długo czekać. Kobieta poprosiła o zamówienie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że nawet kart nie otworzyliśmy.
 - Dla mnie latte, a dla tego pana – tu wskazała na mnie palcem – cappucino. Zgadłam? – Byłem w lekkim szoku, że wiedziała, ale kiwnąłem głową na tak. – Kiedy to pani przyniesie zamówimy resztę.
   Gdy kelnerka odeszła zacząłem to, na co tak bardzo czekałem. Długą rozmowę.
 - Opowiedz mi coś o sobie.
 - Myślałam, że twoje źródła informacji powiedziały ci już wszystko. – Uśmiechnęła się i zaczęła przeglądać ofertę kawiarni. - A co chciałbyś wiedzieć?
 - Na przykład jak jest w Polsce, bo znam ją tylko z opowieści Lukasa. Jacy są twoi rodzice, czy masz rodzeństwo, itd., itd....
 - O Polsce to ode mnie się wiele nie dowiesz, bo ja, tak jak Lukas, jestem ze Śląska. Konkretnie z Katowic. Moi rodzice... Moi rodzice zginęli w wypadku kiedy miałam 17 lat. – Chyba widziała moją minę, bo powiedziała żebym się „nie przejmował” – Przyjechałam tu 4 lata po ich pogrzebie. Mam trzech starszych braci i rodzinę, ze strony taty w Niemczech. W Bawarii nawet.
   Kelnerka wróciła z naszą kawą, a my zamówiliśmy po kawałku sernika. – A nim zapytasz skąd wiem ile zarabiasz i skąd jest Lukas Podolski, to ci powiem, że mieszkam tu już jakiś czas i w dzieciństwie spędzałam wakacje w Niemczech, więc trudno nie wiedzieć kim jest Mario Gomez, Toni Kross czy Michael Ballack. Poza tym moja „kariera” też nie jest z niczego. Ja ciągle coś czytam. Jeśli nie rękopisy, to artykuły w internecie, gazetach czy twitter’ach. Jakby nie patrzeć jestem dziennikarzem. A czytam to, bo dzięki temu wiem co się ludziom podoba i wiem co do nich trafia. A jako że mieszkamy w Monachium, gdzie na każdej okładce sportowego dziennika są twarze „Die Roten”, to nie mam pojęcia co cie tak dziwi. Nie wiem mniej niż przeciętny staruszek. – Dobra. Teraz to mi przygadała. – No, a ta akcja z cappucino?
 - Skąd to wiem? Oh to bardzo proste. Jesteś bożyszczem wielu nastolatków i nastolatek, w tym kraju. Ba! Nie tylko w tym. - Strasznie mnie tym zawstydziła. - A skoro to na dzieciach opiera się przyszłość tego świata, to na nich skupiam się najbardziej. A o cappucino jest na twoim profilu na DFB.
 - A jakiej muzyki słuchasz.
 - Każdej, poczynając od klasyki. Ale zawsze słucham tego co pasuje do mojego nastroju. Nie znajdziesz w moim repertuarze na daną chwile czegoś co jest sprzeczne z tym jak się czuję. To czego słucham, mówi o mnie więcej niż ja sama jestem w stanie o sobie powiedzieć.
  Teraz czułem, że się naprawdę przede mną otwarła. To co powiedziała, było jednym z najgłębszych przemyśleniem jakie od niej do tej pory usłyszałem.
   Ja zastanawiałem się co powiedzieć, a ona wcinała sernik kiedy odezwał się telefon. Krótki dźwięk SMSa. Wyciągnęła swojego iPhona i przeczytała wiadomość. Nagle cała jej radość uciekła, wyparowała, po prostu się skończyła.
 - Bardzo cię przepraszam, ale muszę już wyjść. Moja przyjaciółka, ona... potrzebuje rozmowy. A raczej kogoś kto ją wysłucha. Natychmiast.
 - Dobrze. W takim razie już wychodzimy.
   Bardzo żałowałem, ale widziałem jej twarz i wiedziałem jak bardzo to dla niej ważne. Poprosiłem o rachunek i poszliśmy do samochodu.
 - Gdzie cię zawieść?-zapytałem.
 - Do mojego domu, odłożę sukienkę, wezmę parę rzeczy i pójdę do niej. Mieszka za rogiem, więc to żaden kłopot szybko się tam znaleźć. Dobrze?
 - Dobrze. Już jedziemy.

*

   Kiedy wychodziłem z samochodu myślałem o tym jak nasza rozmowa, która miała być bardzo długa, stałą się bardzo krótka i jak żałowałem, że nie spędziłem z tą wspaniałą osobą więcej czasu.
   Przekręciłem klucz w zamku i gdy wszedłem do środka zauważyłem, że ktoś jest w środku. To Sarah...

*
 
 - Przyszłam tylko na chwilę. Chcę ci coś powiedzieć i oddać, i już mnie nie ma. Kiedy byłam dzisiaj w centrum handlowym widziałem ciebie i tą dziewczynę. I... – Wróciłam myślami do tamtej chwili. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego jak wtedy, z nią. I wiem, że muszę zrobić to, co właściwe bo... Bo go kocham i chcę żeby był szczęśliwy. – Po prostu powiedz mi to, co masz mi do powiedzenia i rozejdźmy się w przyjaźni.
 - Ale ja nie bardzo rozumiem. – Chwycił moją dłoń i poprosił: – Wyjaśnij mi.
 - Znamy się już wystarczająco długo, wiemy jacy jesteśmy. A ja chcę żebyś był szczęśliwy, zawsze! Dlatego chcę dać ci tą szansę bez zbędnych awantur, kłopotów i niedomówień. – Był w szoku, a w moich oczach stanęły łzy. Chciałam to zakończyć jak najszybciej. W jego dłoń wsadziłam klucze, które kiedyś mi dał. Podeszłam do drzwi i chwiałam za klamkę. Już miałam ją nacisnąć, ale jeszcze się odwróciłam. – Walcz o swoje szczęście - powiedziałam i wyszłam, zostawiając go z szokiem wymalowanym na twarzy.

„Czasem gdy ktoś odejdzie nie znaczy, że przestał kochać... Zawsze rozstanie jest trudne. Jednak przychodzi taki czas, kiedy musimy zdecydować. Trzeba podjąć decyzję. Odejście może zmienić coś, co już dawno potrzebowało odmiany... „*


 * Autor nieznany 

Co do Sarah'y Brandner, to ja absolutnie nic do niej nie mam, wiec w mojej hostorii będzie bardzo pozytywna postacią. Więc z góry przepraszam wszystkich, którzy jej nie lubią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz