sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział II

ZMIANY

   Byłem już niedaleko przystanku, na którym wczoraj spotkałem tę przepiękną dziewczynę i błagałem los, żeby teraz też tam była. I udało się! Poznałem ją od razu po płaszczu i włosach. Na nosie miała okulary w delikatnych oprawkach, co mogła oznaczać, że nosiła szkła kontaktowe. Jednak ten dodatek wcale nie szpecił jej twarzy i jej oczy nada wygadały ślicznie. Stała raczej tyłem do mojego samochodu i nie miałem pewności co do tego, czy mnie usłyszy. Opuściłem szybę przy siedzeniu pasażera, pochyliłem się jak najbardziej się dało i zapytałem:
 - Podwieźć panią? Tym razem to już mój samochód. – Uśmiechnąłem się figlarnie.
 - Nie trzeba. Poradzę sobie sama, proszę sobie nie zawracać głowy – powiedziała szorstko i wyniośle. Odwróciła głowę.
   Tego się nie spodziewałem, a czegoś spodziewałem się na pewno. Wczoraj przecież była bardzo miła, a jej oczy były takie... Takie, że od razu robiło się cieplej. Teraz były zimne i wrogie. I… i jakby się czegoś bały. 
   Bynajmniej nie zamierzałem się poddać. Obiecałem sobie, że ją poznam i słowa dotrzymam. Zerknąłem na wyświetlacz odliczający czas do przyjazdu autobusu i znalazłem to, czego szukałem.
 - To naprawdę żaden problem, a i widzę, że pani autobus się spóźnia – zauważyłem uprzejmie.
   Jej mina mówiła wszystko.
   Ale, choć nastroszona, wsiadła do samochodu, ostentacyjnie trzaskając drzwiami i udając obrażoną księżniczkę. Wyglądała przezabawnie. Chyba chciała milczeć przez całą drogę, ale nie dałem jej takiej szansy.
 - Jestem Bastian. Bastian Schweinstaiger. – Wyciągnąłem jedną rękę, żeby się przywitać, jednak ta tylko założyła swoje na piersi. – Może już o mnie słyszałaś?
 - Trudno w tym kraju o tobie nie słyszeć! – powiedziała, strasznie zirytowana, ale nie traciła opanowania i wyniosłości. – Jestem… Julia – powiedziała i zamilkła.
   Po tej chwili zawahania można by pomyśleć, że kłamie, ale nie sposób było się przeć wrażeniu, iż mówi prawdę. 
   Spojrzałem w jej brązowe oczy i ta nowa cząstka mnie, która cierpi kiedy jej nie widzi, teraz została przebita srebrnym sztyletem. Jej oczy były puste. Tak puste, jakby należały do martwej istoty. Nie wiem dlaczego tak się stało, ale byłem pewny, że to nie jest u niej normalne. To nie może być normalne...
 - Jak ci się podoba Monachium?
 - Bardzo ładne miasto. Dlatego tu pracuję.
 - Czym się zajmujesz?
 - Jestem redaktorką – powiedziała sucho. Znowu. – To nic ciekawego. Cała twoja praca polega tylko na tym, że siedzisz w biurze i bez umiaru czytasz książki, wytykając przy tym błędy ich autorom. To nie tak interesujące, jak życie wielkiej gwiazdy piłki nożnej – dodała z ironią. W dodatku zacisnęła rękę w pięść, gdy to mówiła.
 - Moje życie nie jest tak interesujące jak by ci się wydawało, jest za to bardzo zabawne. I… ciekawe, jak pokazuje powyższy obrazek – puściłem do niej perskie oczko. Nie uśmiechnęła się, chociaż wczoraj bym się tego po niej spodziewał.
   Zero współpracy i żadnej chęci kontaktu. Nie tak miał zacząć się ten dzień.
 - Twoja dziewczyna, którą wiem, że masz, nie oburzy się kiedy z prasy dowie się, że wozisz zupełnie obcą osobę?
 - Hymm… – zamyśliłem się. – Nie jeśli się poznamy – powiedziałem i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
 - Myślę, że lepiej będzie jeśli jednak nie. Wybacz – powiedziała i nacisnęła klamkę i wysiadła. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że jesteśmy na miejscu. Julia, nie zaszczyciwszy mnie nawet jednym spojrzeniem weszła do budynku.
   Siedziałem chwilę w samochodzie, zastanawiając się co teraz, aż w końcu wyskoczyłem z pojazdu i pobiegłem do środka wieżowca. Wpadłem do środka jak ostatni kretyn – cel uświęca środki – i pobiegłem do kontuaru. Siedziała tam kobieta około czterdziestki z balejażem na głowie. Kiedy mnie zobaczyła oczy miała ogromne jak dwa spodki.
 - Dzień dobry! Proszę mi powiedzieć wszystko, co pani wie o tej dziewczynie, która tu przed chwilą weszła. - Byłem tak zaabsorbowany swoim pomysłem, że moje maniery były naprawdę żałosne.
 - Przykro mi, ale to nie możliwe – odpowiedziała smutno.
 - Ma pani dzieci które kibicują Bayernowi? – wypaliłem zdeterminowany.
 - Tak… Dwójkę – odpowiedziała niepewnie.
 - Jeśli mi pani powie, co o niej wie, to dostaną bilety na mecze do końca sezonu, w loży dla vip’ów i autografy całej drużyny. – To chyba podziałało, bo jej twarz nagle stała się bardzo zdeterminowana. Rozejrzała się czy aby nikt nie usłyszy i powiedziała:
 - Nazywa się Ania Spyra i jest Polką. - A więc jednak nie nazywasz się Julia, pomyślałem. - Mieszka tu od trzech lat. Jej gabinet ma numer siedem. 
   Siedem? Boże jakie ja mam skojarzenia! Ta dziewczyna doprowadza mnie do wariactwa!  – Kilka faktów na jej temat jest na naszej stronie internetowej, z racji jej pozycji – Wtrącona końcówka wydała mi się dziwnie niezrozumiała.
   Wzięła jedną z kolorowych karteczek i napisała adres strony. – Chce pan wiedzieć coś jeszcze?
 - Jej adres i godzinę w której kończy pracę.
 - Adres? - Przesadzałem i doskonale o tym wiedziałem. 
   Kobieta pogrzebała w komputerze i dopisała adres oraz godzinę. 16.00? Świetnie, dokładnie po moim drugim treningu.
- Dziękuję bardzo. Bilety i autografy przyniosę jutro, o tej samej porze. Do widzenia i miłego dnia! – powiedziałem i wyszedłem, zostawiając oniemiałą kobietę.

*

   Nelli, powiedziała to wszystko z dwóch powodów. Po pierwsze: jej pociechy, i po drugie  desperacja w oczach piłkarza. Kiedy wręcz błagał o te dane, oczy miał dwa razy młodsze niż ciało, wyglądał jak zakochany nastolatek.
   Ale nie powiedziała jak wyglądała Anna w chwili, w której weszła do pomieszczenia. Wewnętrznie coś ją bolało. Bardzo. Nic nie powiedziała, ale też nikt nie pytał. Była bardzo miła jak zwykle, ale od razu poszła do swojego biura. Być może zamknęła się w łazience. Na pewno płakała. Nie wiedziała tylko dlaczego. Ach te jej oczy. Tak… Nie, nie smutne. Po prostu puste. Jakby nie czuła zupełnie nic. Zawsze uprzejme, śliczne ciemnobrązowe, niemal czarne, ogromne oczy. Wczoraj były piękniejsze niż zwykle, choć nieco roztargnione, wręcz roztrzęsione, ale dzisiaj… Bez życia.

*

 - Cześć stary!
 - Cześć Holgi.
 - Pozbierałeś się już?
 - Eee… - wybełkotałem. - Chyba nie. Mam taki zwariowany tydzień, że trudno mi się na czymkolwiek skupić.
 - Zawsze możesz zwalić na swoją stopę i powiedzieć, że dalej cię boli.
   Puścił mi perskie oczko, a ja odpowiedziałem uśmiechem i udając zgorszenie pokręciłem głową. Był świetnym kumplem, przez długi czas mi tego brakowało, mimo to on dalej nie jest tamtym człowiekiem. I to nigdy nie będzie ta sama zabawa co z Lukasem.
   Trening w moim wykonaniu był absolutnie do bani. I wcale mnie to nie zdziwiło. Innych chyba też, chociaż Louis van Gaal nie był zachwycony, że kolejny z jego zawodników do niczego się nie nadaje. A moje myśli i tak krążyły wokół jednej osoby i raczej nic nie mogło tego zmienić.
   Z ośrodka treningowego wypadłem jak strzała, żeby mieć jak największy margines. Efekt tego był taki, że byłem za piętnaście czwarta pod „Bayerisches Bücher”. Autografy i bilet pewnie mogłem dać teraz, ale nie chciałem żeby zobaczyła mnie w środku budynku. Zastanawiałem się, co zrobić jeśli nie będzie chciała ze mną jechać, ale na nic nie wpadłem.
   Wyszedłem, ze swojego Audi – Przezornie nie służbowego. – i oparłem się o drzwi pasażera, zakładając nogę przed nogę i ręce na piersi, tak, jak ona dzisiaj rano, tyle że u mnie był to bardziej zblazowany ruch - tak myślę, bo denerwowałem się jak jakiś smarkacz  - dodatkowo miałem na nosie czarne okulary przeciwsłoneczne. To w tej pozycji mnie zobaczyła. Późno, bo dopiero w połowie drogi. Szła ze spuszczoną, co wydało mi się zupełnie do niej nie pasować. Widziałem z tej odległości jej twarz, gdy mnie zobaczyła, oniemiała. Niesamowite jednak było to, że jej oczy były takie jak zapamiętałem je dziś rano - puste i bez wyrazu, ale im dłużej na mnie patrzyła tym bardziej zaczęło się coś w nich zmieniać. Zaczęły topnieć, nabierać blasku, być takimi, jakie je poznałem.
   Stała tam tak chyba minutę, dla mnie to była bardzo krótka minuta, nie wiedziałem jedynie jak długa i ważna dla niej. W końcu zaczęła się uśmiechać i podchodzić do mnie. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, w duchu niemal skacząc z radości i otworzyłem jej drzwi. Gdy tylko wsiadła zamknąłem je i poszedłem na swoje miejsce.
 - Skąd wiedziałeś, że teraz wyjdę z pracy? - zapytała uprzejmie. Była zaskoczona i uśmiechnięta i byłem tym zachwycony.
 - Mam swoje źródła – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się szelmowsko. – Jak minął ci dzień?
 - Ciężko – odpowiedziała, po zastanowieniu, ale uśmiechnęła się. – A twój?
 - Hymm… Obijałem się. 21 dni urlopu rozleniwia piłkarza do reszty – powiedziałem, skręcając na pamiętnym skrzyżowaniu.
 - Dlaczego tak bardzo ci zależy na tym, żebym była twoją pasażerką? – zapytała ostrożnie.
 - Mówiłem. Chcę cię poznać.
 - Myślisz, że warto? – zapytała, a w jej głosie było powątpiewanie.
 - Jestem pewien, że warto. – Spojrzałem jej głęboko w oczy. Tonąłem w nich, ale nie chciałem wydostawać się na powierzchnię. Kiedy w końcu, nieco speszona, odwróciła wzrok zauważyła, że stoję przed jej domkiem. Był uroczy.
 - Skąd wiedziałeś? Przecież nie mówiłam ci gdzie mieszam. Śledzisz mnie?
 - Nie! – zaprzeczyłem ze śmiechem. Chociaż może to nie taki głupi pomysł. – Mówiłem, mam swoje źródła. – Mój uśmiech chyba podziałał, bo ona też się uśmiechnęła, kręcąc głową z dezaprobatą.
   Wysiadła z samochodu – poruszała się z niesamowitą gracją, a miała bardzo wysokie szpilki. Odwróciła się i powiedziała:

*

 - Dziękuję i... Jestem Anna. – wypowiedziałam to po niemiecku. Już dawno oduczyłam się mówienia swoich personali po polsku. Kiedy mówiłam Julia, nie kłamałam. To moje imię, ale drugie. Ciekawe co sobie teraz pomyśli?
 - Wiem.
 - Skąd? - zapytałam spięta. - Może ty mnie rzeczywiście śledzisz! – Postarałam się o uśmiech.
 - Po prostu wiem, jak zdobywać informacje – odpowiedział i znów strzelił tym szelmowskim uśmiechem.
 - Do zobaczenia – powiedziałam, zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku domu. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie.
   Dzisiaj rano nie sądziłam, że będę mogła tak z nim rozmawiać. Teraz wiem, że to jest możliwe. Bo chcę, żeby był moim przyjacielem. Uśmiechnęłam się do siebie i przekręciłam klucz w zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz